Rozdział 64

21 3 62
                                    

Rano siedziałem już przy kawie. Trzymając filiżankę w rękach, w pustej restauracji, bo wstałem pierwszy chyba, a przynajmniej Wojtek jeszcze chrapie. W sumie to jest 13, ale nie ważne. Rozmyślałem o tum jak to będzie, kiedy wróciły do Hiszpanii. Najchętniej wypiłbym kawę w moim apartamencie w towarzystwie Argentyńczyka.

W pewnej chwili dostałem z otwartej ręki w potylicę.

- Co tak rozmyślasz?- pyta mnie Wojtek, od którego oberwałem.

Masowałem głowę z grymasem, zabijajac go wzrokiem.

- Nad tym, że mogłem cię udusić podczas snu- odgryzłem się.

- Dobrze, że obudziłem się zanim zdążyłeś wstać z łóżka- zaśmiał się.

Co za oszust, udawa, że śpi

Kiedy Wojtek robił siebie kawę do pomieszczenia zawitał trener z mizerną minął. Pił wczoraj z nami, trzeba przyznać, że dobry z niego zawodnik. Dziś zapewne męczy go kac.

- Jak tam Czesiu? Męczy kac?- zapytałem.

Ten w odpowiedzi machnął ręką.

- Do przeżycia, nie takie chlanie trzeba było przetrawić.

Dołączył zaraz do bramkarza, by również zrobić sobie kawę.

- Jak reszta wstanie zwołuje naradę- poinformował nas.

- Coś nowego?- tym razem zapytał Szczena.

- Dowiecie się wszystkiego, będziemy ustalać co robimy dalej- odpowiedział.

Pokiwałem tylko twierdząco głową.

Chwilę później usłyszeliśmy pukanie w dzwi.

Jak to znów Alba się skarżyć to naślę na niego Wojtka.

Tymczasem otwieram. To Messi przybył w odwiedziny.

- Cześć- wita się.

- Dzień dobry, co cię sprowadza?

- Uciekłem przed trenerem- zrobiłem na tą wiadomość wielkie oczy.

- To czemu nie mówisz od razu, wchodź- wciągnąłem go za ramię do środka.

Poszliśmy razem do restauracji. Podałem mu kawę kiedy zasiadł. Trener i Szczęsny się szczególnie nie zdziwili. Chciałem i mam kawę z Messim, ino nie w Hiszpanii.

- Cześć Karzeł- przywitał się, a Messi odpowiadał tylko krótkie cześć.

- Opowiadaj- nakazałem.

- Trener jest wściekły, że zachlaliśmy i wszyscy kacyją. Jak zobaczył rano w jakim jesteśmy stanie to zaczął się drzeć na każdego pokolei.

- Przejebane- odpowiedziałem.

- Jak ja bym miał się drzeć na was za każdym razem, kiedy jesteście na kacu to by mi głosu nie starczyło- zaśmiał się Michniewicz.

Ja na to prychnąłem, a Messi się zaśmiał.

- Jak dowiedział się, że całą noc spędziliśmy tutaj to myślałem, że nas zabije, więc uciekłem.

- Biedni Twoi koledzy z bólem głowy, raz nas tak Michniewicz ukarał- przypomniałem sobie.

- A, miałem zły dzień- przyznał dalej się śmiejąc.

- Wrócę Jak trochę ochłonie, nim zabije i mnie. Ja przynajmniej byłem w stanie uciec.

Biedni, ale cóż.

Dosiadł się do nas Szczęsny, bo stwierdził, że nie będzie sam tak siedzieć. Pogadaliśmy trochę o wczorajszej imprezie i poobgadywaliśmy trenera Argentyny.

Co jakiś czas ktoś wchodził jeść śniadanie. Restauracja zaczęła się zaludniać, a Messi po dość długim czasie stwierdził, że wraca do siebie, bo trener może już ochłoną. Odprowadziłem go i pożegnałem.

Kiedy tylko zamknąłem drzwi zostałem zawołany na naradę.

- Znamy już przeciwnika na następny mecz- ogłosił trener, kiedy już wszyscy siedzieli, odwrócił się do tablicy i zaczął pisać- i jest to fracja.

Gdy skończył, uderzył pięscią o tablice, kiedy obrócił się w naszą stronę.

Po sali rozniosły się odgłosy oburzenia, niezadowolenia i jęczenie.

- Kurwa, tylko nie żabojady- rozłożyłem bezsilnie ręce.

- Skąd to w ogóle wiadomo?- dopytał podejrzanie Szczęsny.

- Przespaliście losowanie głomby- odpowiedział zirytowany.

- No nieee, najgorsze co może być to zawsze na nas, nie mogliśmy wylosować jakiś chińcow?- skarżył się Bielik, kładący się na stole.

- Nie wiem nawet kto został, ale my mamy żabojadów i z tego się musimy cieszyć- oczywiście powiedział to i pełną ironią- to pierwsza sprawa- druga, mamy rezerwację hotelu tylko do dnia meczowego. Potym się kończy i musimy się wynosić. I tak PZPN zarezerwował na parę dni dłużej nie biorąc pod uwagę, że możemy awansować.

Kolejna fala wrzawy zaczęła denerwować Michniewicza.

- Cisza! Stąd moje pytanie: czy zostajemy na własny koszt i walczymy czy poddajemy się i wracamy do domu? Jeśli chcecie walczyć dalej to ja, jako trener zostanę solidarnie z wami.

Jak szlachenie. Nikt nie chce dokładać do tego interesu, nie oszukujmy się.

- Mnie się na przykład znudził ten Katar- przyznał Bednarek.

- W polsce przynajmniej było co robić- przytaknął mu Piątek.

W sumie wyszło na to, że nikomu się dalej nie chce, bo osiągnęliśmy założone cele.

- Ja panowie proponuję wracać do Polski, bo Peszkin zaprasza na chatę- zaproponował Glik.

Wszyscy zawtórowali uciwszeni wizją imprezy u kolegi.

- Dlatego zmieniamy taktykę- wieści trener- Dajemy im wygrać, ale z wyczuciem. Uczcie się tego od Krychowiaka i wracamy do domu.

- Oczywiście, na meczu z Francją wyostrzymy wszystkie zmysły, będziemy dziko skupieni- zapewniał Bielik.

- Ale, że na przegranej?- zgupiałem właśnie.

- W czym Ci pomoże smak, stary?- podwarza jego teorie Glik.

- No jak to czego? Żeby czuć smak porażki.

- Tak też można.

- Że co ja proszę?!- oburzył się Krysia.

- To komplement był- poinformowałem go.

Na boisku | Lewandowski X MessiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz