Rozdział 29

197 22 102
                                    


Jest! Nareszcie! Z portierni odebrałem paczkę od wysokiego, chudego mężczyzny, który nie potrafił przeczytać mojego nazwiska. Przyszła prosto z Polski, mam nadzieję, że nie szkodzona.
Ucieszony wszedłem po schodach. Zostawiłem paczkę na razie siebie, nie otwierając jej i udałem się na koniec korytarza do apartamentu Leo.

Z impetem otworzyłem drzwi, a widok jakiego zastałem nikt się nie spodziewał.

- Kurwa Ronaldo?!

Latino mężczyzna stał w krótkich spodenkach od piżamy prawdopodobnie. Przyglądał się pluszowemu smokowi przy telewizorze.

Zaraz po zaskoczeniu wezbrała we mnie nie wyjaśniona wściekłość, furia, chciałem go rozszarpać. Co on tu kurwa robi?! U Leo?!
To nie był sen jak poprzednio! Jak on i Leo?!

O wilku mowa. Messi wychodził właśnie z łazienki, wycierał włosy białym ręcznikiem. Na moje wejście nie zareagował. O! Ale na mój krzyk do Ronaldo już tak.

Wszystko działo się bardzo szybko.

Mieszkaniec apartamentu na moje stwierdzenie obrucił się w stronę salonu, jako, że łazienka była nieco kryta w korytarzu. Na widok nie spodziewanego osobnika, którym nie byłem tym razem ja, odskoczył do tyłu plecami uderzając o ścianę. Oparł się o nią dłońmi aby nie upuść. Minę miał jakby właśnie zobaczył ducha.

Chodź w pierwszym momencie zacisnąłem pieści, bo pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to, że ten obszczymur tu kurwa nocował. To jakoś ze szczerej miny Leo wywnioskowałem, że też jest zaskoczony.
To nie zmienia faktu, że wciąż nad sobą Ne panowałem, już miałem mu przywalić, jednak Leo zareagował pierwszy.

- Kurwa, Di Karpaczio co ty tu kurwa robisz?!- udzieliła mu się moja szkoła przekleństw.

Chuj nie zareagował jakby był głuchy, albo po prostu nie ma mózgu.

- Cwelu zajebany, tylko ja mogę wchodzić do Messiego jak do siebie! Co ty tu odpierdalasz?!

Jak nic nie odpowiedział jeszcze bardziej się wkurwiłem.

- Do polaka podskakujesz kurwa?!

I tu oburzył się właściciel nie zadowolony faktem przywłaszczenia sobie jego kąta mieszkalnego przez moją osobę.

- Nie możesz! Znaczy w sumie możesz! A jebać, po prostu wypierdalaj Di Gaspaczio, bo nikt cie tu nie prosił! Przestańcie mnie nachodzić!- krzyczał cały czas. Lekko odsunął się od ściany.

Ruszyłem na typa, żeby mu przywalić. Ten wyprostował sie, wzruszył obojętnie ramionami, co nieszcze bardziej mnie wpieniło i minął mnie wychodząc.

Zachował się jak zarozmiały cwel.

Jeszcze chwila nie umiałem się opanować. Patrzyłem na Leo z furią, byłem na niego wściekły. Jak mógł mnie tak zdradzić?

- Co to miało być- robiłem pałzy przez zęby, wypluwając z siebie słowa jak wściekły pies.

- Ja ja nie wiem co on tu robił- zająkał się, widać było, że on jest już spokojniejszy- na prawdę zaczynam się go bać. To jakiś cichy morderca.

- On tu wlazł jak bez twojego pozwolenia?

- Tak, pewnie jak byłem pod prysznicem- wskazał ręką na pomieszczenie, z którego przed chwilą wyszedł.

Powoli rozluźniłem napięte mięśnie.

- On jest nie normalny! Myślałem, że Ty go zaprosłeś.

- A skąd! Może on faktycznie chciał mnie zabić.

- Ja go zabije jak będzie trzeba.

- Wiesz co Lewy? Właśnie zrozumiałem czemu zawsze zamykasz drzwi.

- Powiedzmy, że ci wierzę- usiadłem wreszcie na kanapie, Leo usiadł obok mnie.

- Dzięki, że przyszedłeś, nie powinieneś co prawda tu wchodzić jak do siebie, ale się przyzwyczaiłem.

- Ja tu prawie mieszkam- stwierdziłem na ostatnie wpomnienie kilku dni gdzie spędzaliśmy razem czas przy kawie.

- Na prawdę się boję tego chłopa, ale nie wedziałem, że inni też mają na niego takie kreatywne ksywki- zaśmiał się dźwięcznie.

Ja również się zaśmiałem.

- No, Di gaspaczio na niego mówię, albo Di karpaczio.

- A po co właściwie przyszedłeś?

Wtedy sobie przypomniałem o cel mojej wizyty.

- A tak! Chciałem cie zaprosić do siebie, mam niespodziankę!- spojrzał na mnie podejrzliwie, ale rzucił ręcznik z ramion na kanapę i poszliśmy do mnie.

Tym razem zamknął drzwi na klucz. Biedny, doznał traumy.

- Siadaj- wskazałem na kanapę przed stalikiem na którym leżała paczka.

- Co to?

- Obiecałem Ci, że kiedyś dam ci do spróbowania prawdziwej, polskiej nalewki, i oto jest! Prosto z Polski- mówiłem otwierając paczkę. Na końcu podałem Leo do ręki butelkę.

Popatrzył na nią z zadziwieniem.

- Ale skąd ty ją?- przerwałem mu.

- Napisałem do Ani zaraz po wyjściu z piwnicy twojego wuja, żeby mi wysłała. Teścowa robiła, także jak się otrujesz to znaczy, że stara jędza chciała mnie zabić- zażartowałem.

Przyniosłem szklankę Leo. Prawilnie derzyłem łodcem o dno, później otworzyłem. Nalałem trochę do szklanki.

- Próbuj!- wyszczerzony podałem mu ją I czekałem na reacje.

Przechylił szkło i niepewnie wziął łuka. Zaczął się krztusić.

- Jezus Leo! Nie mów, że ten babsztyl chciał mnie zabić! Będzie na nią!- wziąłem szybko, przestraszony szklankę od mężczyzny. Upiłem łyk. Po gardle rozlała się rozgrzewająca ciecz.

- Dobra nalewka, co ty się tak dusisz?

- Zwariowałeś? To trucizna!- mówił między kaszlem. Miał już zalzawione oczy. Piłem kolejny łyk.

- No bez przesady, ale moja mamusia robi lepszą. Ta jest jakaś wytrawna. Teściowa to zawsze uważała, żeby nie zabić smaku spirytsu owocami.

- Właśnie czuć. Ile to am procent? Tym można bić!- Na szczęście skończył się dławić, wstał, poszedł sam do kuchni, nalał sobie wody i wypił całą szklankę.

- Tego nie zapija się wodą- zawołałem.

- A daj mi spokój.

- No nie złość się, moja mama nie mogła mi wysłać. Chciaż powiem Ci, że jej nalewka to też cholerstwo. Ona zaś robi na odwrót. Cały alkohol zaćmiewa cukrem, dlatego to się pije nie czuć alkoholu, ale to draństwo zmata z planszy. W tym przynajmniej czuć, to nie przrsadzisz- rozwodziłem się na temat tradycji w domu.

- Ja bym tego w ogóle nie przełknął.

- Nie jest taka zła.

- Masz rację, jest śmiertelna.

- Już nie będę taki okrutny, chcesz kawę?

- Tak, tylko samą.

- Jasne- uśmiechnąłem się i puściłem mu oczko. Został na kanapie, a ja zniknąłem w kuchni. Kolejny poranek spędziliśmy razem.

Na boisku | Lewandowski X MessiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz