~5~

120 7 2
                                    

Mogłam się już domyślić, że Olivier pomyślał sobie, że będąc śmierciożercą, takie rzeczy mają miejsce dość często. Nie miałam jednak czasu na wyjaśnienia mu, iż dzieje się to dopiero pierwszy raz, a ja zupełnie nie mam na to wpływu. Starając się nie panikować, nakazałam mu jedynie, by poczekał na ławce, a ja postaram się do niego wrócić jak najszybciej.

Dobrze pamiętałam słowa Avery'ego, o tym, że że Czarny Pan nie lubi spóźnialstwa. Nie wiedziałam jednak ile mam czasu na przybycie, co przyprawiało mnie o jeszcze większy stres i panikę. Nie znałam również przyczyny tego nagłego wezwania. Wolałabym rzecz jasna, by nie było to jakieś zebranie, gdyż nie chciałam, by Olivier czekał na mnie w tym parku kilka godzin, zwłaszcza, gdy wogóle nie został na takie okoliczności przygotowany.

Po tym jak deportowałam się pod Malfoy Manor, momentalnie zmieniłam swoje ubranie na czarną szatę. Na szczęście wokół nie zobaczyłam nikogo, co wskazywało na to, że Czarny Pan zapewne wezwał tylko mnie.

Weszłam do rezydencji. Droga przez którą przemierzałam nie kojarzyła mi się dobrze, wręcz przeciwnie. Dodawał mi jedynie jeszcze większego niepokoju przed tym co mnie czeka i o czym zupełnie nie mam pojęcia. Szybko jednak odnalazłam swój cel, którymi były pięknie zdobione drzwi. Uspokoiłam swój oddech, a następnie nie chcąc tego dłużej przeciągać, zapukałam do drzwi i słysząc pozwolenie na wejście, pociągnęłam za klamkę. Od razu zauważyłam Czarnego Pana, który siedział na swoim tronie i lustrował znudzonym wzrokiem jakiś długi list, który trzymał ręku. Kiedy jego wzrok padł na mnie, odłożył pergamin gdzieś na bok.

- Witaj, panie. - Pokłoniłam mu się lekko.

- Witaj Evans - odpowiedział zabojętniałym tonem.

Postanowiłam podejść bliżej, stwierdzając, iż zapewne Voldemort zaraz będzie kazał mi zrobić.

- Moje nagłe wezwanie może cię zastanawiać, jednakże nie mogłem z tym zwlekać, zważając na to, że przez następny miesiąc nie będę obecny - zrobił krótką przerwę, jakby chcąc wywołać zniecierpliwienie i przejęcie na mojej twarzy. Aczkolwiek ja mimo, iż w prawdzie byłam cholernie ciekawa co zamierzała powiedzieć mi Czarny Pan, zachowałam twarz neutralną. - Mianowicie chciałbym dać ci zadanie. Nie jest ono trudne, wręcz przeciwnie bardzo łatwe. Biorąc pod uwagę fakt, iż został ci ostatni rok Hogwartu, chciałbym byś dowiedziała się wszytskiego o Harrym Potterze. Przede wszytskim musisz wiedzieć z kim się najbardziej zadaje i kto jest dla niego najważniejszy. Przyda nam się każdy najmniejszy szczegół. On i jego przyjaciele mają ci zaufać w stu procentach. Zrozumiałaś?

- Tak jest, panie.

- Świetnie. To wszystko co miałem ci do przekazania. Możesz już iść.

Wymarmotałam krótkie podziękowanie, po czym opuściłam komnatę, ledwo powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami. Z jednej strony moja pierwsza misja mogła wydawać się dość banalna. Nie muszę nikogo mordować ani się na nikim znęcać. Wszytsko co muszę zrobić to zaprzyjaźnić się z Potterem i jego przyjaciółmi, czyli Weaslay'em i Granger. Tylko miałam jednej problem. Nigdy w życiu nie powiedziałam nawet słowa w stronę Pottera. W dodatku byłam w Slytherynie i wiedziałam, że ich trójca unikała osób właśnie z tego domu. A ja nagle miałabym do nich zagadać i zacząć przyjaźnić? I to do takiego stopnia, by on i jego przyjaciele mi zaufali? Westchnęłam ciężko, wychodząc z rezydencji. Może jednak powinnam tą misje odebrać jako zwykłą zabawę? W sumie nie znałam ich za bardzo, a nawet wcale, ponieważ nigdy mnie nie interesowali. Może to najwyższy czas poznać prawdziwe charaktery świętej trójcy, jednocześnie robiąc im test na naiwność.

Pocieszona tą optymistyczną myślą, że zrobię to dla zabawy, po chwili znalazłam się już poza terenem Malfoy Manor. Tym razem od razu przemieniłam swoje ubranie na te poprzednie, przypominając sobie jak ostatnio o tym zapomniałam. Pomyślałam też, że przynajmniej poszło szybko i mój chłopak nie musiał jakoś długo na mnie czekać. Skupiłam się na wyglądzie miejsca, w którym zostawiłam Oliviera, a następnie deportowałam się. Już po chwili uderzył mnie blask jasnego światła, którego brakowało w poprzednim miejscu. Odszukałam wzrokiem ławki, na której miał siedzieć mój chłopak. Całe szczęście wciąż tam był. Głowę miał zwróconą w dół, a w ręku trzymał różdżkę. Co chwila wypowiadał zaklęcie Wingardium Leviosa, powodując, że liść, leżący na ziemi powoli unosił się i z powrotem opadał. Zauważył mnie dopiero, gdy znalazłam się w odległości kilku kroków od niego.

Prawa ręka Czarnego Pana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz