~22~

54 4 0
                                    

- No proszę, Lucjusz Malfoy, który jeszcze nie dawno mówił, że został zaczarowany klątwą Impreius. - Ktoś zaśmiał się sztucznie.

- A ten?

- A ten - zastanowił się mężczyzna, a ja po jego basowym głosie rozpoznałam, że to Kingsley - ten to Ferir Greyback.

Osoba z którą rozmawiał Kingsley, gwizdnęła. To był chyba Moody.

- Śmierciożerca i jednocześnie wilkołak - rzekł przeciągając każde słowo.

Zamrugałam kilka razy. Głowa wciąż mnie bolała i wszytsko mi się rozmazywało. Otworzyłam szerzej oczy, mrugając co chwila. Dopiero po chwili zaczęłam widzieć zarysy sylwetek rozmawiających ze sobą aurorów. Rozejrzałam się powoli. Pierwszą rzeczą, którą zauważyłam było to, że nie znajdowaliśmy się już w Sali Śmierci tylko w samym Artium Ministerstwa. Niedaleko obok mnie leżeli inni śmierciożercy. Niektórzy z nich mieli ciężkie rany i wciąż byli nieprzytomni, a pozostali przez cały czas byli świadomi lub tak samo jak ja dopiero się obudzili, próbując zrozumieć co się właśnie stało. W pewnej chwili chciałam spróbować wstać, lecz przypomniałam sobie, że ręce i nogi wciąż miałam związane.

Nie miałam pojęcia przez ile czasu byłam nieprzytomna. Wiedziałam jedynie, że znalazłam się w prawdziwych tarapatach i podejrzewałam najgorszy scenariusz - Azkaban.

- No no no, a kto nam się obudził - powiedział Lupin, kiedy zobaczył że odzyskałam przytomność.

Ustał na de mną patrząc na mnie wzrokiem pełnym żalu i niedowierzania. Aż się zdziwiłam. Nie dałam jednak tego po sobie znać, tylko podniosłam głowę patrząc na niego nic nie znaczącym wyrazem twarzy.

- Pamiętam cię bardzo dobrze trzy lata młodszą, jeszcze kiedy nauczałem w Hogwarcie - powiedział cicho. - Po takiej szczęśliwej dziewczynie, którą byłaś nigdy bym się nie spodziewał, że wybierzesz taką stronę. Wiedz, że wcale nie musiałaś tego robić.

- Od Czarnego Pana nie można tak po prostu odejść. Gdybym tak zrobiła, nie rozmawiałabym teraz z panem - rzekłam po chwili. - To po pierwsze. A po drugie, zbyt krótkie jest życie, by nie doświadczyć przez nie chociaż odrobinę rozrywki.

Lupin przez chwilę patrzył tępo na lśniącą podłogę, głęboko się nad czymś zastanawiając.

- Mam jeszcze jego! - usłyszeliśmy głos Tonks, która wyszła właśnie zza korytarza, czołgając ze sobą w pół przytomnego śmierciożercę i jak dobrze kojarzyłam, był to Antonin Dołohow.

- To już chyba wszyscy - zwrócił się do niej Kingsley.

Lupin odwrócił się z powrotem w moją stronę. Popatrzył na mnie przez chwilę, po czym westchnął cicho. Następnie odwrócił się i ruszył w stronę pozostałych członków Zakonu Feniksa.

Faktycznie, zaraz potem na sali byli już prawie wszyscy śmierciożercy, którzy byli od początku. Prawie, ponieważ jedyną osobą której udało się uciec była Bellatrix. Miała naprawdę dużo szczęścia, którego nam wtedy zabrakło.

Po chwili Moody, który odbył krótką namowę z pozostałymi, podszedł do nas bliżej i takim tonem jakby właśnie otwierał dla nas jakiś festiwal ośwaidczył:

- Radzę się przygotować i nazbierać w głowie tyle argumentów na waszą niewinność ile się da, choć podejrzewam, że nie będziecie mieć za dużo do powiedzenia. Uwaga, bo za moment staniecie przed Wizengamotem!

Wówczas pozostało mi tylko czekać na dalszy rozwój akcji...

●●●

Nawet na mojej pierwszej, sprawdzającej misji u Czarnego Pana nie bałam się tak bardzo jak bałam się teraz. Inaczej ujmując nigdy się odczuwałam takiego mocnego stresu. Ledwo poswstrzymywałam trzęsienie się rąk, a na myśl o tym, że zaraz stanę przed sądem, serce stawało mi na chwilę w jednym miejscu. Nie wiedziałam nawet czy fakt, że moje ciało było strasznie sparaliżowane był skutkiem lin którymi byłam spętana czy moim wielkim strachem.

Prawa ręka Czarnego Pana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz