~17~

47 4 0
                                    

Golden Trio już wcześniej poinformowałam o tym, że tym razem w Hogesmade będą musieli poradzić sobie beze mnie. Oczywiście nie powiedziałam im tak tego w ten sposób. Zwyczajnie, gdy do wycieczki zostało kilka dni, oznajmiłam im, że wybieram się z Olivierem.

Mój chłopak był mile zaskoczony, kiedy usłyszał, że postanowiłam mieć na nich trójkę wywalone, chociaż przez ten jeden dzień, gdyż myślał, że już drugi raz z rzędu spędzę wycieczkę do Hogesmade z nimi.

- Szczerze to naprawdę cię podziwiam, że tak pięknie potrafisz ukryć fakt, że tak naprawdę wcale nie chcesz z nimi spędzać czasu, a co więcej przyjaźnić - stwierdził Olivier, na śniadaniu, nakładając sobie jajecznicy.

Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam czy mogę się z nim do końca zgodzić. Może faktycznie nie lubiłam tej całej świętej trójcy. Aczkolwiek były takie chwile, spędzone z nimi, które nawet nie były takie złe. W pewnych momentach po prostu przestawałam odczuwać do nich samą nienawiść. Czasami zwyczajnie zaczęłam ich lubić, zapominając, że to przecież Potter, a śmierciożerca nie powinien lubić Pottera. Pomyślałam jednak, że to może wynikać jedynie z przyzwyczajenia. Jeszcze we wrześniu starałam się jak mogłam, by nie odkryli, że nie do końca darzę ich sympatią. Później już starać się nie musiałam, gdyż oni zaufali mi, a ja przyzwyczaiłam się do wykonania mojej roli. Do udawania. Kiedy dziecko uczy się czytać, musi tę czynność powtarzać codziennie, by się utrwalała i była coraz bardziej korzystna. Toteż czym więcej czasu spędzałam z Golden Trio, moje udawanie było coraz lepsze, bo ćwiczyłam je każdego dnia.

Po zjedzonym śniadaniu, postanowiłam pójść pożegnać się z Golden Trio. Nie wiem co mnie do tego zmusiło.

- Nie idziesz ze mną do pokoju wspólnego? - zdziwił się Olivier, gdy wyszliśmy z Wielkiej Sali, widząc że zamierzam skręcić w inną stronę.

- Pożegnam się z nimi tylko.

- Jeden dzień bez ciebie chyba wytrzymają.

- No wiem ale - zaczęłam niecierpliwie - żeby nie pomyśleli, że o nich zapomniałam.

Olivier prychnął i ruszył do lochów.

Bez zastanowienia zaczęłam iść w stronę pokoju wspólnego Gryfonów. Wchodząc po schodach, miałam małe wyrzuty sumienia. Powinnam mieć przecież na nich wywalone.

Gdy zostało mi kilkanaście stopni, ujrzałam Granger i Weasley'a. Rozmawiali i szli w moją stronę, nie zdając sobie sprawy z mojej obecności. Pomyślałam, że chociaż pogadam z nimi tutaj, a nie w ich pokoju wspólnym, gdzie każdy nie może się powstrzymać od spojrzenia na Ślizgonkę, która sama, znając hasło weszła sobie do pokoju wspólnego Gryfonów.

- O, cześć Rose! - przywitał się, najwyraźniej mile zaskoczony Ron, który jako pierwszy mnie zobaczył.

- Hej, właśnie miałam do was iść.

- A my do ciebie właśnie - uśmiechnęła się rozpromieniona Granger. - Pożegnać się.

Odetchnęłam z ulgą w duchu, ciesząc się, że nie tylko ją mam takie idiotyczne i spontaniczne pomysły. Z ich perspektywy może to głupie nie było.

- O rety, ja też! - udałam zaskoczoną.

- Kurcze, myślimy tak samo i w tym samym czasie! - zaśmiała się Hermiona.

,,Niewiarygodne" - pomyślałam.

-Tak wogóle to gdzie jest Harry? - zapytałam, kiedy już przestaliśmy się śmiać.

Hermionie nagle zrzędła mina. Opuściła głowę w dół, jakby właśnie przeżywała żałobę, z powodu śmierci Pottera. Przeniosłam wzrok na Weasley'a, który chyba nie przejmował się tak samo jak Granger, gdyż nadal miał obojętną minę.

Prawa ręka Czarnego Pana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz