~8~

58 4 0
                                    

- Może chodźmy już - mruknęłam, z obawą, że ktoś może zejść do pokoju wspólnego, gdzie aktualnie siedzieliśmy. - Zaraz będą schodzić.

Olivier spojrzał na zegarek spoczywający na jego lewym nadgarstku, uśmiechając się lekko.

- Dopiero po siódmej - odparł. - W soboty o tej porze nikt na śniadanie nie schodzi.

- Niech ci będzie - powiedziałam cicho, nie mogąc powstrzymać ciągłego uśmiechu namalowanego na mojej twarzy.

Wróciliśmy do całowania. Było to chyba nasze ulubione zajęcie, ponieważ tak jak wtedy, gdy mieliśmy wolne chwilę, najczęściej przechadzaliśmy się po szkole, całując się co chwila. Czasu na to mieliśmy naprawdę mało. Po pierwsze, na pewno przez to, że siódma klasa i pracę domowe, zadawane nam codziennie, nie były już takie proste jak w poprzednich klasach. A po drugie, że wolne chwile starałam poświęcać również mojej, na ten moment udanej misji czyli słynnemu Golden Trio.

Dziś wypadały moje siedemnaste urodziny. Z tego też powodu Olivier, który już wcześniej obsypał mnie stertą słodyczy obiecał, że każdą chwilę tego dnia spędzi ze mną. Ten wyjątkowy dzień zaczęliśmy już od godziny szóstej. Moje i Oliviera wczesne wstanie, było wynikiem tego, że poprzedniego dnia w końcu poszliśmy wcześniej spać, co naprawdę nie zdarzyło się często. Na nasze szczęście, wstaliśmy pierwsi, więc po szybkim ogarnięciu się, zgodnie z umową popędziliśmy do pokoju wspólnego, gdzie się spotkaliśmy.

Szczerze mówiąc przez te całowanie często zapominaliśmy o czasie. Tak też, stało się tego dnia.

- Ej Olivier! - usłuszeliśmy krzyk pewnej osoby, która najprawdopodobniej wyszła właśnie z dormitorium.

Przestraszeni nagłym przeszkodzeniem nam, podskoczyliśmy gwałtownie odrywając się od siebie.

Andrew już ubrany stał przed schodami uśmiechając się drwiąco.

- Co tam porabiacie? - zagaił, siadając na sofie obok nas.

- A ty co tu robisz o tak wczesnej porze? - zapytał beztrosko Olivier.

- Jest ósma - odparł, podnosząc brwi.

- Że co?!

- Tak właśnie - powiedział spokojnie nadal z wielkim uśmiechem. - Zalecam wybrać inne miejsce.

- Bardzo śmieszne - prychnęłam.

- A rzeczywiście - rzekł, marszcząc brwi, najwyraźniej coś sobie przypominając. - Wszystkiego najlepszego, Rose!

- Dzięki.

Do małego okienka znajdującego się wysoko nad nami niespodziewanie ktoś zapukał. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę, a następnie ujrzeliśmy piękną, czarną, o średnim wzroście sowę o złocistych oczach, trzymającą w dziobie mały list. Jakimś sposobem udało nam się dosięgnąć okienka, które otworzyliśmy. Sowa wleciała do pomieszczenia, po czym ku mojemu zdziwieniu usiadła mi na kolanach, wlepiając swoje śliczne oczy we mnie. Nigdy wcześniej jej nie widziałam. Z lekkim podnieceniem, które było powodem tego że nie miałam pojęcia od kogo może być ten list, odwiązałam karteczkę i pospiesznie rozwinęłam. Zawartość listu była krótka:

Wszystkiego najlepszego!

Od kochającego taty.

- O rety! - podnieciłam się, bo wreszcie miałam swoją sowę.

- Co jest? - zadał pytanie zaciekawiony Olivier i zajrzał mi za ramię.

- Jak ją nazwiesz? - zapytał kiedy już przeczytał jakże długi list.

Prawa ręka Czarnego Pana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz