Czułam ogromny żal, który przepełnił mnie w tak szybkim tempie całą. Zerknęłam na Oliviera, który zajadał się teraz jakimiś toffi. Wiedział, że nie do końca za tym przepadam więc nawet nie próbował mnie częstować.
- Olivier.
- Hm?
- Bo mam taką trochę przykrą wiadomość.
Zamrugał szybko dwa razy. Przestał jeść, a jego twarz skamieniała. Spojrzał się na mnie zdziwionym i pytającym spojrzeniem.
- Ale musimy wyjść na dwór - oznajmiłam stanowczo.
Mój chłopak powiwał powoli głową. Ruszyłam pewnym krokiem przed siebie, rozpaczając że już nie kupię słodyczy.
Wyszliśmy ze sklepu, a Olivier zapewne główkował się gdzie go prowadzę, aczkolwiek w milczeniu podążał za mną. Po chwili znaleźliśmy się na tyłach sklepu, lecz ja nie przestawałam iść. Chciałam dojść jeszcze trochę dalej, by później od razu z miejsca móc się teleportować. Ignorując mruknięcie Oliviera: "no przecież już jesteśmy na dworzu", zauważyłam jakiś oddzielny budynek, który najprawdopodobniej należał do Miodowego Królestwa i był używany jako magazynek czy coś, choć wyglądem bardziej przypominał przyczepę kempingową. Schowaliśmy się pod niewielkim daszkiem, bo choć nie padał deszcz, wciąż trochę kropiło.
- Rose, o co chodzi? - W końcu nie wytrzymał.
Westchnęłam głęboko.
- Czarny Pan mnie wezwał - szepnęłam zrozpaczonym tonem, spuszczając wzrok.
Olivier rozejrzał się wokoło, jakby obawiał się, że ktoś nas podsłuchuje. Na szczęście tutaj, gdy zaczynał się las, nie było nikogo poza nami. Podejrzewam, że w Miodowym Królestwie byśmy sobie nie pogadali. Wlepił we mnie pełen współczucia wzrok.
- Odprowadzę cię - rzekł pewnie.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, lecz później stwierdziłam, że to wcale nie taki zły pomysł.
- Dzięki - mruknęłam. - A kupisz mi jeszcze musy–świstusy? Boję się, że nie zdążę wrócić.
- Kupię.
W tej samej chwili zbliżyliśmy się do siebie. Złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku. Chciałam, żeby to trwało dłużej, lecz były to tylko krótkie sekundy. Nie miałam ochoty nigdzie z tąd iść. Ale teraz sytuacja była inna..
Gdy oderwaliśmy się od siebie, uśmiechnęłam się tajemniczo do Oliviera, a następnie bez słowa podałam mu rękę. On odwzajemnił uśmiech i wlepiając swoje brązowe tęczówki we mnie, złapał mnie za nią.
Przeteleportowaliśmy się pod słynny dwór Malfoy'ów. Olivier, który miał okazję po raz pierwszy raz go zobaczyć, stał osłupiały, wtapiając wzrok w rezydencję.
- I jak? - zapytałam i uśmiechnęłam się lekko, widząc jego minę.
- Wielki.
Parsknęłam cicho śmiechem. Moja reakcja po ujżeniu pierwszy raz na oczy dworu Malfoy'ów była dosłownie taka sama.
Podeszliśmy trochę bliżej, wciąż trzymając się za rękę. O dziwo, nie było widać żadnych śmierciożerów, zmierzających na spotkanie. Oznaczało to, że albo Czarny Pan wezwał tylko mnie, albo wszyscy czekali tylko na mnie.
- Powinnam już iść - oznajmiłam. - Ty w sumie też. Jeszcze sobie pomyślą, że przyprowadziłam ochotnika.
Olivier uśmiechnął się lekko, jakby chciał powiedzieć, że z chęcią przyjąłby to zaproszenie. Pocałował mnie delikatnie w usta.
CZYTASZ
Prawa ręka Czarnego Pana
FantasySzestastoletnia Rose Evans ukańcza właśnie szósty rok nauki w Hogwarcie. Ma kochającego chłopaka i wspaniałą przyjaciółkę, dla której mogłaby zrobić wszytsko. Wiedzie dość spokojne, a nawet nudne życie, w którym nie mają miejsca żadne niespodziewane...