~11~

51 5 0
                                    

Nadeszła wyczekana przez wszystkich przerwa świąteczna. Normalnie, święta spędzałam w domu z rodziną lub u Oliviera. Jednak tego roku miało być inaczej. Miałam jechać do Weaslay'ów.

Zdziwiło mnie trochę to, że Weaslay mnie zaprosił. No ale w końcu zaufał mi, (chociaż nie tylko on) na tyle, że czego tu się dziwić. Stresowałam się też trochę, ponieważ nie wiedziałam jak przyjmie mnie jego rodzina. W końcu, w przeciwieństwie do nich wszystkich, byłam w Slytherynie.

W dzień wyjazdu do domów, wstałam niezwykle wcześnie. Wyjazd był o godzinie dziesiątej, więc miałam jeszcze trochę czasu. Poczytałam trochę książkę, ale po chwili w końcu ubrałam się i poszłam do łazienki się ogarnąć. Zaraz potem wróciłam pomalowana z rozczesanymi włosami. Nie chciało mi się w cokolwiek czesać, więc stwierdziłam, że zostawię je rozpuszczone.

Około w pół do ósmej zeszłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Zobaczyłam tam liczną część uczniów, w pośpiechu jedzących posiłek. Zapewne były to osoby, którzy wyjeżdżali dziś do domu, ponieważ nie zdarzało się, by ktokolwiek w sobotni poranek schodził tu o tej porze.

Gdy usiadłam przy stole Ślizgonów zdałam sobie sprawę, że Oliviera jeszcze nie ma. Zazwyczaj szczęśliwym trafem schodziliśmy równo, nawet o tym nie wiedząc. Jednak nie zawracając sobie tym głowy nałożyłam sobie jajecznicy i zajęłam się jedzeniem. Nie byłam zbytnio głodna, więc nie nakładałam sobie już nic więcej.

Mając już wstawać od stołu, nagle ujrzałam Oliviera biegnącego w moim kierunku. Jego rozczochrane włosy (chociaż w sumie zawsze takie miał) i zaspane oczy wskazywały na to, że dopiero co wstał.

- Hej - rzucił krótko w moją stronę, a następnie usiadł przy stole i zaczął w szybkim tempie jeść tosta.

- Co się stało? - zapytałam widząc jego dziwne zachowanie.

- Zaspałem - powiedział, biorąc do ręki kolejnego tosta.

- Przecież mamy jeszcze półtorej godziny. Spokojnie, zdążysz zjeść śniadanie.

- No tak, ale problem w tym, że nie jestem spakowany.

- Wczoraj mówiłeś, że już się spakowałeś - zdziwiłam się, a gdy mój chłopak nie odpowiedział westchnęłam cicho i opuściłam Wielką Salę.

Odkąd "zaprzyjaźniłam się" z Golden Trio, Olivier chwilami bywał strasznie cyniczny w stosunku do mnie. Często się ze mną kłócił, gdyż uważał, że spędzam zdecydowanie za dużo czasu Potterem i spółką, a przecież bardzo dobrze wiedział, że nie zależy to ode mnie i wcale nie sprawia mi to jakiejkolwiek przyjemności, wręcz przeciwnie.

Ponieważ Oliviera już od początku cechowała zazdrość, nie zawracałam sobie tym głowy. Udałam się do pokoju wspólnego Ślizgonów, gdy nagle mój wzrok napotkał moją byłą przyjaciółkę Lindę. Schodziła ona właśnie ze schodów, które prowadziły do dormitorium dziewczyn. Jej mina nie wskazywała na to, że jest jakaś szczęśliwa z powodu świąt. Była wręcz strasznie przygnębiona.

Kiedy w końcu zdała sobie sprawę z mojej obecności, zerknęła na mnie ukradkiem, a następnie opuszczając głowę w dół przyspieszyła kroku i ominęła mnie szerokim łukiem.

- Linda! - nie wytrzymałam i krzyknęłam w jej stronę przez co kilka par oczu zwróciło się w naszym kierunku.

Dziewczyna odwróciła się patrząc na mnie wzrokiem, z którego można było odczytać mieszaninę zdziwienia i strachu.

Linda już od jakiegoś czasu przestała do mnie zaczynać. Zaczęła bardziej się mnie bać i patrzeć się na mnie ze strachem, jakbym była w stanie w każdej chwili ją zabić lub po prostu omijała mnie szerokim łukiem nie podnosząc nawet głowy. Powodem jej zachowania było najprawdopodobniej to, że ostatnim razem, gdy wymieniłyśmy się słowami, ostrzegłam ją trochę, mówiąc by nie zaczynała, bo to się źle dla niej skończy. Nie pomyślałam, że to może aż tak na nią podziałać, wywołując u niej strach, choć nie powiem trochę się z tego powodu cieszyłam. Nie mniej jednak myślałam, że minie kilka miesięcy i jej przejdzie. Myliłam się.

Prawa ręka Czarnego Pana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz