~23~

82 5 0
                                    

Chłód. Pierwsza i w sumie jedyna rzecz którą zdołałam poczuć. Ogarnął on całe moje ciało. Przez chwilę nawet nie byłam w stanie się poruszyć, gdyż każda moja kończyna zdrętwiała mi niesamowicie. Nie do końca byłam świadoma tego co się dzieje oraz co mogło stać się nie dawno. Wiedziałam tylko, że muszę w jakiś sposób wstać i otrzepać się z brudu.

Otworzyłam lekko oczy. Już któryś raz z kolei, pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam była czarna plama. Musiałam zamrugać kilka razy by obraz przed moimi oczami stał się wyraźniejszy. Trochę podziałało, bo po chwili zaczęłam widzieć zarysy jakichś obiektów. Na początku zdałam sobie sprawę, że siedzę na jakimś brudnym materacu, pełnym małych dziur. Obok mnie zauważyłam obskurną umywalkę. Wisiało nad nią popękane oraz równie brudne lustro. Gdy przekręciłam głowę w prawą stronę dostrzegłam małą ubikację. Była oddzielona kawałkiem kamiennej ściany. Nie daleko niej znajdowało się również niewielkie okno, w którym założone były stalowe kraty. Było ono jedynym źródłem światła. Dobiegał z niego dość głośny dźwięk szumu morza.

Przez chwilę dosłownie nie wiedziałam gdzie jestem oraz w jaki sposób znalazłam się w takim miejscu. Jednak kiedy spojrzałam na swoje nadgarstki, wszystko zaczęło stawać się dla mnie coraz bardziej oczywiste. Spoczywały na nich żelazne kajdanki wielkościowo idealnie do nich przystowsowane. Połączone były one z łańcuchem, który ciągnął się trochę po ziemi, a następnie kończył się mocno przymocowany do kamiennej ściany. I wówczas zrozumiałam. Byłam w Azkabanie.

Mimowolnie moje tempo nabierania powietrza zwiększyło się dwukrotnie. Podpierając się ściany, jakimś cudem ustałam na nogach. Przede mną ujrzałam tą samą kamienną ścianę, która otaczała mnie prawie z każdej strony. Była ona początkiem zakrętu w prawo, skąd dochodziły już brzdęki łańcuchów i ciche przekleństwa. Bez zastanowienia ruszyłam w tamtą stronę, wciąż próbując opanować swój oddech. Łańcuchy, które cały czas ciągnęłam za sobą, co chwilę powodowały hałas. Gdy przeszłam przez zakręt, skręcając w prawo zobaczyłam przed sobą stalowe, mocno przymocowane do podłoża kraty. Ten widok nie pomógł mi się uspokoić, wręcz przeciwnie. Mój oddech stał się tak niekontrolowanie szybki, że przypomniała mi się sytuacja z poprzedniego dnia, gdy prawie się udusiłam. Podbiegłam do krat, tak blisko na ile pozwalały mi łańcuchy i złapałam je mocno z chęcią ich wyrwania. Spróbowałam nimi potrząsnąć lecz one nawet nie drgnęły. Serce biło mi jak oszalałe. Po chwili doszłam już do takiego stanu, że nie byłam w stanie nawet złapać oddechu. Dostałam ataku paniki.

Upadłam na ziemie, usilnie starając się opanować swój oddech. Ból głowy, który musiał najść mnie właśnie w takiej chwili, jeszcze bardziej pogorszył sytuację. Czułam, że już zupełnie straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Zaczęłam też słyszeć czyjeś krzyki skierowane w moją stronę. Musiało minąć kilka sekund, kiedy stwierdziłam, że są one prawdziwe, a nie wymyślone przez moją głowę. Po głosie mogłam rozpoznać, że był to Avery. Próbował mnie uspokoić.

- Nie pamiętasz co wczoraj powiedziałaś? - wtrącił się Lucjusz. Jego głos był roztrzęsiony, bardzo podobny do głosu Avery'ego. Ale oni przynajmniej byli w stanie cokolwiek powiedzieć...

- Właśnie, przecież mówiłaś, że Czarny Pan nas tu nie zostawi - rzekł Avery.

- Wtedy podniosłaś na duchu nie tylko siebie, ale również i nas. Dlaczego więc utraciłaś tę nadzieję? - zapytał Malfoy.

Przetrawiałam powoli każde ich słowo. Mój oddech nieco się poprawił, choć wciąż był niestabilny. Możliwe, że pomógł mi sam fakt, że ktoś coś do mnie mówił. Chociaż, nie tylko to pomogło mi się nieco uspokoić. Avery i Lucjusz przypomnieli mi o moich wczorajszych słowach na Sali Sądowej. Nie wiedziałam czemu w tak krótkim czasie ta cała nadzieja ze mnie spłynęła.

Prawa ręka Czarnego Pana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz