Następnego dnia dość długo musiałam czekać, nim wreszcie na dworze przestało padać. Do tej pory znudziło mi się już siedzenie w domu, a bardzo chciałam w końcu wyjść na dwór, by móc pobawić się moją różdżką, jednocześnie ćwicząc różne zaklęcia. Taką możliwość otrzymałam dopiero w tym roku, a więc zwyczajnie nie mogłam się doczekać.
W końcu, gdy było już późno po południu, a mojego taty wciąż nie było w domu ubrałam się w jakiś ciemny dres, wzięłam ze sobą różdżkę i wyszłam z domu. Niebo było wciąż zachmurzone i wiedziałam, że jest duża możliwość ponownego spadnięcia deszczu za jakąś chwilę, lecz nie przejmowałam się tym.
Wyszłam poza teren mojego domu i bezzwłocznie skręciłam w prawo. Moje miejsce docelowe miałam już dawno ustalone, a mianowicie był to las. Znajdował się na końcu uliczki, na której mieszkałam. Nie był to jednak zwykły las. Ciągnął się on w nieskończenie i mimo, iż spacerowałam po nim w każde wakacje spędzone na tej ulicy, każdego roku trafiałam na coś nowego. Z każdym krokiem w przód gęstość drzew zwiększała się, a razem z tym nasilała się również ciemność.
Nie musiałam długo iść, by napotkać przed sobą piaszczystą drogę, prowadzącą do jednego z wejść do lasu. Po paru chwilach znalazłam się już przed wielkimi, iglastymi drzewami. Spojrzałam się jedynie w górę, nie mogąc nadziwić się tego jak bardzo były wysokie, a następnie wkroczyłam w ciemność. Od razu ogarnął mnie niesamowity spokój. Mimo, iż dla innych las ten mógł kojarzyć się jedynie z negatywnymi emocjami dla mnie był ucieczką od problemów. Rzadko, a nawet nigdy nie zdażało się bym na kogokolwiek tu trafiła, zwłaszcza zważając na to, że większością osób mieszkających w okolicy byli mugole. Za to właśnie uwielbiałam to miejsce i często zdarzało się tak, że w wakacje przesiedziałam tu cały dzień.
Tego lata wogóle nie musiałam się martwić, by nie zachodzić za daleko w obawie przed zgubieniem się, ponieważ w każdej chwili mogłam się teleportować. O bezpieczeństwo również nie musiałam się bać, bo nawet gdyby zaatakowało mnie jakieś dzikie zwierzę, zawsze mogłam obronić się różdżką. Szłam, więc przed siebie, nie martwiąc się niczym. Początkowo zaczęłam wyczarowywać sobie patronusa, a był nim feniks. Z satysfakcja patrzyłam jak unosi się wysoko, następnie zanikając w gąszczu ciemnych drzew. Powtórzyłam kilka razy to zaklęcie, które opanowałam już parę lat temu. Zaraz potem zagębiając się jeszcze bardziej w las, zaczęłam ćwiczyć zaklęcia nieco wyższej rangi, między innymi zaklęcia niewybaczalne.
Po jakimś czasie znalazłam się na jakiejś polanie. Nie była ona jakaś duża, lecz widocznie się wyróżniała, będąc przerwą od wszelkich drzew i krzewów. Wówczas dosłownie nie znałam swojego miejsca położenia, jednak nie przejmowałam się tym. Stwierdziłam również, że zostanę w tym miejscu na moment, bo było ono idealne do ćwiczeń.
Bardzo zrelaksowałam się podczas całych tych ćwiczeń, którym towarzyszyło mi odgłosy ptaków i innych leśnych stworzeń.
- Avis - mruknęłam, a po chwili wokół mnie zaczęły kręcić się niebieskie, małej wielkości ptaszki.
Zaczęły one wylatywał coraz wyżej, a ja obserwowałam je uważnie. Naszła mnie nagła ochota na rzucenie zaklęcia Imperius, zwłaszcza mając na uwadze to, że miałam świetna okazję. Po chwili zrobiłam to co chciałam. Z lekkim uśmiechem satysfakcji kontrolowałam ruchy każdego z nich.
Nagle za moimi plecami usłuszałam czyiś męski zachrypnięty głos. Nie zdążyłam się jednak nawet odwrócić, gdy poczułam nieprzyjemne ukłucie na plecach, a następnie runęłam na ziemię odbijając głową o pobliskie drzewo. Uderzenie spowodowało, że przez moment przed oczami zrobiło mi się czarno. Chcąc odzyskać prawidłowe widzenie, zaczęłam szybko mrugać, dzięki czemu obraz przed oczami zaczął wracać do normy. Choć głowa wciąż mocno mnie bolała, zdołałam zobaczyć trzech, ubranych na czarno mężczyzn zmieżających w moją stronę. Zdziwiłam się, bo przecież rzadko zdażało się mi spotkać w tym lesie żywą duszę, szczególnie w samym jego środku. Wówczas mogłam już się domyśleć, że to zapewne ktoś z nich rzucił na mnie zaklęcie. Zebrała się we mnie złość. Nie mieli prawa atakować mnie, a zwłaszcza od tyłu. Chciałam wyjaśnić między nimi tą sprawę, a następnie jak najszybciej opuścić to miejsce. Całe szczęście w ręku wciąż ściskałam różdżkę, która na nie wypadła mi podczas mojego upadku.
CZYTASZ
Prawa ręka Czarnego Pana
FantasySzestastoletnia Rose Evans ukańcza właśnie szósty rok nauki w Hogwarcie. Ma kochającego chłopaka i wspaniałą przyjaciółkę, dla której mogłaby zrobić wszytsko. Wiedzie dość spokojne, a nawet nudne życie, w którym nie mają miejsca żadne niespodziewane...