Lekki wiaterek dmuchał mi w twarz. Tego dnia pogoda była wręcz idealna. Niebo było błękitne i nie figurowała na nim ani jedna najmniejsza chmurka. Na jego środku mieściło się wielkie słońce, które grzało moją twarz. Do moich uszu dobiegły szum drzew, które falowały lekko.
Odwróciłam się za siebie. Parę kroków za mną szła moja mama, niosąc ze sobą piknikowy koszyk. Brązowe, lekko falowane włosy sięgały jej do pasa i z powodu delikatnego wiatru wchodziły jej na twarz. Uśmiechnęła się do mnie, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Odwzajemniłam uśmiech, a ona przyspieszyła trochę, by dorównać mi kroku. Po chwili przed nami ukazało się średniej wielkości jezioro oraz drewniany mostek. Moja mama położyła koszyk na ziemi i jednym ruchem różdżki wyjęła z niego koc, a następnie również za pomocą różdżki rozłożyła go na trawie.
- Mamo, kiedy w końcu ja też będę mogła czarować? - zapytałam patrząc się na jej poczynania z zazdrością.
- Za parę lat pójdziesz do szkoły i też się nauczysz - zaśmiała się.
Wcale nie pocieszona usiadłam na rozłożonym przez moją mamę kocu. Poprosiłam ją, żeby opowiedziała jakąś historię z Hogwartu, bo zawsze miała ich dużo. Zaczęła opowiadać mi jak wraz z jej przyjaciółką wkradła się do gabinetu jednego z profesorów, by podejrzeć odpowiedzi do testu. Zawsze z zapałem chłonęłam te wszystkie jej opowiadania o Hogwarcie, który według niej był najlepszym miejscem na świecie. Nie mogłam się doczekać momentu kiedy to ja przekroczę próg zamku.
Wszystko było świetnie i nic nie wskazywało na to, że słoneczna pogoda tego dnia może gwałtownie się zmienić. Przez godzinę rozmawiałam beztrosko z mamą, która śmiała się promiennie prawie z każdego mojego zdania. Zajadaliśmy się przy tym maślanymi bułeczkami zrobionymi przez nią jeszcze tego samego dnia. W pewnym momencie jednak niebo zachmurzyło się nieoczekiwanie. Zamiast deszczu, który mógł być już w tamtym momencie przewidziany, pojawił się porywisty wiatr. Poczułam się dokładnie tak samo, jak w sytuacji, gdy pierwszy raz spotkałam dementorów (choć w ów wieku, w którym byłam jeszcze nigdy się na nich nie natknęłam). Kiedy spojrzałam na niebo nie zobaczyłam jednak na nim czarnych postaci. Moim oczom ukazała się jedynie wielka, ciemna chmura, która pokryła prawie całe niebo. Przeraźliwy krzyk mamy odwrócił moją uwagę od nieba. Ktoś wypowiedział zaklęcie uśmiercające, a po chwili zaślepił mnie błysk zielonego światła. Moja mama dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Zdawałoby się, że na polanie, w pobliżu wzburzonego przez wiatr jeziora zostałam sama. Aczkolwiek przed sobą, gdzie jeszcze niedawno siedziała moja mama, zdołałam dostrzec bladą rękę. Ów osoba, której ciała nie widziałam trzymała w niej opuszczoną różdżkę. Byłam pewna, że to ten ktoś ją zabił. Ta ręka zdawała mi się dziwnie znajoma. Jednak z tego powodu, że obraz już od rozbłysku zielonego światła zaczął mi się coraz bardziej rozmazywać, nie byłam w stanie sprecyzować do kogo należy.
Po chwili ręka przekształciła się w czarny dym, a razem z nią wszystko dookoła. Nie minęło nawet parę sekund, gdy przed oczami miałam samą ciemność.
Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. W uszach mi huczało i przez moment, dosłownie nie wiedziałam gdzie jestem. Rozejrzałam się, lecz nie ujrzałam już zielonej trawy, błękitnego nieba oraz jeziora. Zdając sobie sprawę w jakim miejscu się znajduję opadłam z powrotem na brudny materac. W mojej głowie zaczęła kłębić się sterta pytań. Co miał oznaczać ów sen? Przecież nie pamiętałam mojej mamy i nie wiedziałam nawet jak wygląda. A tu nagle w moim śnie ujrzałam brunetkę o zielonych oczach, (które najwidoczniej zostały mi właśnie po niej). W tym śnie musiałam mieć nie więcej niż sześć lat, a przecież gdyby zmarła kiedy byłam w takim wieku pamiętałabym ją. Ja jednak jeszcze przed tym snem, nie byłabym w stanie jej opisać. Zwyczajnie nie pamiętałam jej wyglądu, ani charakteru, jakby wogóle nie zagościła w moim życiu. Dlaczego więc w moim śnie oczywistą rzeczą było to, że była moją mamą skoro nigdy przedtem jej nie widziałam. Jedynym rozwiązaniem może być stwierdzenie, że zapamiętałam jej wygląd, gdy miałam rok i utkwił mi w pamięci, objawiając się dopiero teraz. Pogląd był mało prawdopodobny.
CZYTASZ
Prawa ręka Czarnego Pana
FantasySzestastoletnia Rose Evans ukańcza właśnie szósty rok nauki w Hogwarcie. Ma kochającego chłopaka i wspaniałą przyjaciółkę, dla której mogłaby zrobić wszytsko. Wiedzie dość spokojne, a nawet nudne życie, w którym nie mają miejsca żadne niespodziewane...