Rozdział 5. Pijak i złodziejki.

51 13 19
                                    


Tym dłużej trwały poszukiwania, tym nadzieja Cynti zastraszająco malała. Nie musiała być geniuszem ani jakoś bardzo spostrzegawcza, by zrozumieć jak bardzo ludzie w tym mieście czuli niechęć do kotopodobnych. Nie byli też zbyt chętni do rozmów, gdy tylko o nich wspominała. Szybko ją spławiano z kwitkiem albo patrzono na nią z równie wielką odrazą, co tamta napotkana kobieta. Jednocześnie stało się dla niej jasne, dlaczego tak chętnie szukali pracy znacznie dalej, poza tym miejscem. Tutaj nie mieli co na taką liczyć, traktowani jak plebs najniższego sortu.

      Z każdą mijającą godziną czuła się coraz bardziej bezradna i przerażona. Dodatkowo głód wraz ze zmęczeniem zaczynały już dobitnie dawać się we znaki. W końcu, nie mając siły, powstrzymując łzy już jedynie siłą woli, oparła się o ścianę jakiegoś sklepu. W trakcie całego szukania zdążyła już doszczętnie się zgubić. Nie wiedziała jak wrócić do miejsca, z którego zaczęła, a tym bardziej nie miała bladego pojęcia jak odnaleźć Aurę. Była gotowa się poddać, paść na ziemię i zatoczyć się we łzach, gdy nagle ktoś pomachał tuż przed jej twarzą jakimś świstkiem.

      – Oto rozwiązanie twojego problemu – oznajmiła z dumą jej replika, wyrastając jakby z podziemi. Wcisnęła skrawek papieru do rąk Cyntii i czekała na słowa uznania. Ta nieufnie na nią spojrzała, po czym zerknęła na papier. Był to jakiś bilet. Widniała na nim jakaś nazwa oraz data wraz z godziną. Patrzyła na to, ale nie pojmowała, co widzi.

      – Co to jest? – spytała w końcu, przecierając przy okazji oczy, pozbywając się niechcianych łez.

      – Dogadałam się z jednym przewoźnikiem. Zawiezie nas prosto pod tą twoją wypidówę – odparła, była z siebie wielce zadowolona i wyraźnie ignorowała fakt, że Cyntia nie wygląda na uradowaną.

      – Skąd wzięłaś na to pieniądze? – oddała jej z powrotem bilet.

      – Spotkałam jednego kotopodobnego, najwyraźniej uznał, że jestem tobą, więc nie wyciągnęłam go z błędu. Wyjaśniłam, że potrzebuję pomocy, a ten z ochotą dał mi trochę pieniędzy na transport – wyjaśniła, wzruszając ramionami. Następnie wyciągnęła z kieszeni jakieś zawiniątko i rzuciła je Cyntii. Był w nim kawałek świeżego chleba.

      – To też od niego dostałaś? – upewniła się.

      – Tak, wcisnął mi to niemal siłą. Tak czy siak, woźnica ma podstawić bryczkę koło parku, jak tylko dowiezie ostatniego klienta. Nie traćmy więc czasu. Powiedział, że będzie na nas czekał maksymalnie pięć minut. Ludzie tutaj są strasznie gorączkowi i lubią pilnować godzin – skwitowała, kończąc temat.

      Tym razem to ona zaczęła ciągnąć Cyntię za sobą. W okamgnieniu doprowadziła je pod wyznaczone miejsce, a gdy już na powrót znalazły się w towarzystwie drzew, usiadły na ławce. Tak czekając, oryginalna z bliźniaczek postanowiła wznowić rozmowę.

      – Nurtuje mnie jedna kwestia... – zaczęła Cyntia, przeżuwając powierzony jej chleb.

      – Tylko jedna?

      – No dobra, jedna z wielu. Czytałam coś kiedyś o ptakach. Czy nie powinnam przy pomocy ptasich zmysłów umieć wrócić do domu? – Aura prychneła, słysząc jej pytanie. Odchyliła głowę do tyłu, patrząc na nieliczne fragmenty nieba zasłonięte koronami drzew oraz budynkami. Tutaj zdawało się mniej błękitne.

      – Zadajesz głupie pytania – odparła w końcu, prychając z rozbawienia.

      – Zamiast się śmiać, wytłumacz mi. To nie grzech czegoś nie wiedzieć! – oburzyła się, dybiąc na nią spojrzeniem. Aura niezbyt tym przejęta wyprostowała się leniwie i ponownie spojrzała na swój oryginał.

Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz