Rozdział 14. Śpiew krogulca.

22 10 13
                                    


Aura krzyknęła, czując na twarzy ostre pazury drapieżnika. Próbowała ją złapać, lecz zwinna wiewiórka przeskakiwała z twarzy na plecy, to znowu na głowę i tak w kółko, nie dając się pochwycić. Cyntia pośpieszyła swojej siostrze z pomocą, ale również nie była w stanie złapać małego napastnika. W pewnym momencie gryzoń przeskoczył z Aury na jej rękę i złapał palec jeden z palców. Przed ugryzieniem ochronił ją Klarus, który chwycił ją za rudy ogon. Jeszcze chwilę szarpała się wściekle, aż w końcu rzucił nią w stronę lasu. Wiewiórka kolejny raz udowadniając swoją zwinność, uczepiła się kory drzewa i po chwili skryła się w jego koronie, znikając im z oczu.

      Cyntia dalej jeszcze w lekkim szoku, spojrzała na swoje dłonie, nie dostrzegła na szczęście żadnego ugryzienia, jedynie kilka zadrapań. Miała ogromną nadzieję, że nie zarazi się od wściekłego zwierzęcia wścieklizną, czy innym choróbskiem. Aura w trakcie tej brutalnej napaści oberwała najbardziej. Całą twarz miała pokrytą zadrapaniami, z niektórych nawet ciekła krew.

      – Poczekaj, nie ruszaj się! – zawołał Klarus i sięgnął do swojego bagażu. Wyciągnął chusteczkę i podał ją Aurze. – N–niewiele to pomoże, ale lepsze to niż nic.

      Przyjęła ją, przeklinając parszywego rudzielca, grożąc, że jeśli jeszcze raz go zobaczy, to upiecze wiewiórkę z grilla, lub sporządzi z niej gulasz. Klarus aż się wzdrygnął na jej pełen jadu ton. Cyntia za to nie była pewna, na ile w tych groźbach było prawdy, ale nie chcąc bardziej ryzykować spotęgowana jej złości, więc nie skomentowała tego. Pomogła jej za to się pozbierać, by mogli ponownie wznowić poszukiwania Atlasa, byle jak najszybciej oddalić się od tej części lasu i jego napastliwych mieszkańców.

      – Często miewacie takie przygody? – szepnął nieśmiało nowy towarzysz do Cynti, mając zapewne nadzieję, że Aura go nie usłyszy. Niestety się przeliczył.

      – O tak, na okrągło! Zdecydowanie więcej niż bym chciała. Chyba zacznę przeklinać dzień, w którym los zesłał mnie na ten świat, bo jak na razie moje życie to jedna wielka niekończąca się przygoda! – zakrzyknęła bliźniaczka, dalej zdenerwowana. Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, znowu się odezwała. – Gdzie on jest?! Jak nie on nas, to my jego musimy ciągle szukać, to już się robi nudne!

      Kiedy Aura tak kipiała zirytowaniem, Cyntia nie zamierzała się wtrącą, a Klarus tym bardziej. On wręcz wyglądał, jakby się jej bał, nieco się kuląc, sztywniejąc, ilekroć podnosiła głos i szedł kilka kroków za nią, na bezpiecznej odległości. Nawet nie próbowali jej uspokajać, obawiając się, że to może ją tylko rozsierdzić, a w efekcie nie skończyłoby się to dla nich dobrze. Pozwolili, by dała upust swojej złości.

      Szli dalej w milczeniu, tylko Aura od czasu do czasu coś mamrotała pod nosem zirytowana, kopiąc jakiś kamyk czy gałązkę, które stawały jej na drodze. Kawałek dalej, gdy rzeka nieco ostrzej skręciła, w końcu dostrzegły znajomą sylwetkę. Kotopodobny szperał w swojej torbie, wyciągając i na powrót wkładając do niej różne klamoty, upewniając się, czy niczego nie zapodział.

      – Tutaj jesteś sierściuchu jeden! Nawet nie wiesz, ile się ciebie na szukałyśmy! – zawołała Aura na powitanie, podchodząc do niego.

      Cyntia przyśpieszyła kroku, by ją dogonić, gdy zdała sobie sprawę, że Klarus nie idzie już obok niej. Zatrzymał się w miejscu, wyraźnie zbladł i z nieufnością przyglądał się Atlasowi, który właśnie czochrał Aurę po głowie i oglądał pokrywające ją zadrapania, śmiejąc się z tego, co mu opowiadała.

      – Wszystko w porządku? – zapytała go z troską, a on aż drgnął zaskoczony, gdy dotknęła go w ramie.

      – T–to wasz przyjaciel? Ten k–kotopodobny? – Znowu wróciło jego jąkanie i zdenerwowanie. Prawą ręką chwycił medalion na swojej szyi, jakby chcąc tym gestem się uspokoić.

Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz