Rozdział 7. Mysie harce z piratem lądowy.

36 14 17
                                    


– Hej! Gdzie ty nas prowadzisz?! Woźnicę można wynająć gdzie indziej! – krzyknęła Aura. Atlas zignorował jej słowa i szedł dalej. Dopiero gdy dziewczyna go dogoniła, w dalszym ciągu oczekując wyjaśnień, poddał się.

      – Nie dam ani jednej wyliniałej monety tym dusigroszą! – odparł stanowczo, dalej idąc twardo przed siebie. Aura westchnęła niezadowolona, ale szła za nim dalej.

      W końcu olbrzymie gmachy budynków i tłok znikły za nimi. Cyntia z ogromną ulgą pożegnała się z miastem Czereda. Nie zamierzała tam nigdy wracać. Przed nimi zaczęły się za to rozciągać sawanny traw, a w oddali majaczyły lasy. Kamienna droga stopniowo zmieniła się w ziemię i piach, pełne dołów czy innych nierówności. Tuż obok przepływała rzeka. Cyntia nie była w stanie stwierdzić, jaka konkretnie, lecz łagodny szum wody napełnił ją nową falą spokoju wraz z nadzieją. Gdzieś tam był jej dom i zamierzała do niego wrócić. Już niebawem. Musiała jeszcze pozbyć się złotego kajdana na palcu.

      Tym szli dalej, tym więcej drzew i krzewów rosło wzdłuż drogi. Oprócz szumu jedynymi dźwiękami jakie im towarzyszyły, był lekki szelest liści oraz tupot ich własnych kroków. Atlas nawet jak na kotopodobnego był wręcz zbyt milczący, nie odzywał się do nich, odkąd opuścili miasto. Cynti to nie przeszkadzało, cisza nie była dla niej krępująca, napawała się nią. Jednak Aura najwyraźniej miała inne zdanie na ten temat. W końcu nie wytrzymała.

      – Więc jesteś piratem? – zapytała, Atlas spojrzał na nią zaskoczony.

      – Co? Nie! Skąd ci to wpadło do łba?

      – No... Szabla przy boku, zamiast nogi masz drewniany kij i z tego, co zauważyłam, nie masz jednego palca na łapie. Na dodatek cuchniesz gorzałą na kilometr. Pirat jak malowany – wyliczyła, wskazując na wszystko, co wymieniła. Atlas poprawił pas spodni i fuknął oburzony.

      – Przeklęte stereotypy – powiedział tylko, nie zatrzymując się.

      – To, co robisz tak daleko od morza? Myślałam, że piraci żyją na okrętach – ciągnęła temat dalej, z szerokim uśmiechem. Najwidoczniej dręczenie go pytaniami, było jej ulubioną formą rozrywki.

      – Tak się akurat składa mysia bandytko, że trafiłaś na pirata lądowego – odgryzł się, choć słowo pirat powiedział z wyraźnym niesmakiem.

      – Auro, może weź go lepiej, nie drażnij – upomniała ją Cyntia. Tamta jednak nie dawała za wygraną.

      – Nauczysz mnie, jak się walczy szablą?

      – Oj złociutka, taka zabawka nie jest dla małych dziewczynek – odparł i położył łapę na rękojeści broni, jakby z obawy, że ją też ukradnie.

      – Niech cię nie zmyli mój mikry wzrost, potrafię być zaciekła! – Tym razem to ona się oburzyła, splatając ręce na piersi.

      – Wierzę ci, wierzę. To jednak nie zmienia faktu, że nie uniosłabyś mojej szabli nawet na sześć sekund – roześmiał się gromko, klepiąc po obwisłym brzuchu. Żart może i nie był jakoś bardzo zabawny, ale Cyntia mimowolnie też się zaczęła chichotać, czym zasłużyła sobie na kuksańca w ramię od bliźniaczki. Wtedy szybko zakryła usta dłonią, choć uśmiech na jej twarzy pozostał.

      – No proszę, proszę. Tu cię mam kocie od siedmiu boleści. Nawet nie musiałem się wysilać, by cię znaleźć. Sam wpadłeś mi w ręce – odezwał się nagle nieznany głos.

      Nawet nie zauważyli, kiedy łąki zniknęły, a dookoła drogi mieli gęsty las. O jedno z drzew opierał się jakiś wysoki człowiek. Jego twarz była pokryta licznymi bliznami i ranami. Uśmiechał się przez to pokracznie, wręcz przerażająco.

Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz