Rozdział 10. Nowa zachęta

30 11 13
                                    

Zrobiła jedyną w tamtym momencie sensowną rzecz jaka przyszła jej do ptasiej głowy. Uciekła. Krogulec uparcie zagradzał drogę do na wpół rybiej Aury. Nie mogła więc liczyć na jej pomoc. Choć ta się starała na miarę swoich możliwości, rzucając w drapieżnika piaskiem i kamykami. Niewiele to jednak pomogło.

      Cyntia zdążyła się już nauczyć, że jeśli chcę cofnąć działanie obrączki, niezbędny jest spokój. Aczkolwiek trudno o ów spokój, gdy goni cię pierzasty zakapior z ostrymi pazurami. Ptak doganiał ją w zastraszającym tempie. Nie miała co liczyć, na kryjówkę, bo wokoło była tylko pusta przestrzeń. Dodatkowym utrapieniem było jej ciało. Określenie, że czuła się niekomfortowo, było mało powiedziane. Z oczywistych powodów, nie nawykła do skrzydeł i latania. Nie szło jej to więc najlepiej. Właśnie to ją zgubiło.

      Krogulec szybko i zwinnie dopadł wróbla w przeciągu raptem kilkuminutowej gonitwy. Zakleszczył swoje szpony na drobnym ciele, ale o dziwo, nie zrobił jej przy tym żadnej krzywdy. Nawet nie drasnął skóry, tylko złapał. Chociaż nie specjalnie ją to pocieszyło, równie dobrze mógł ją teraz zanieść do swojego gniazda i tam pożreć, lub nakarmić nią swoje młode. Opcji było wiele, a żadna nie była w stanie uspokoić Cynti.

      Ptaszysko zawróciło, kierując się na drugi brzeg. W trakcie przymusowej przejażdżki próbowała się wyrwać, ale bezskutecznie. Była za słaba. Krogulec za to przeleciał nad jeziorem, łąkami, następnie ominęli pola i łąki, aż ujrzeli dobrze znane sady jabłoniowe, jej sady. Następne, nad czym zaczął krążyć, był dom Cynti. Właśnie wtedy ptak zwolnił. Zdziwiona, nie mogła zrozumieć zamiarów porywacza, gdy nagle poczuła, jak zwolnił uścisk. Puścił ją.

      Spadała, próbując w panice nabrać wiatr w skrzydła. Udało się i niemal w ostatniej chwili spowolniła swój upadek. Wylądowała niezgrabnie na dachu. Potrząsnęła łebkiem z lekkiego zamroczenia, po czym spojrzała za ptakiem, ten dalej krążył na niebie, jakby na coś czekał, tylko na co? Niespecjalnie chciała się o tym przekonać. Szybko podleciała do okna swojej sypialni, które dalej było otwarte.

      Kiedy tylko wylądowała na łóżku, odetchnęła. Na widok ukochanego pokoju, poczułam taką ulgę i szczęście, że nawet nie zauważyła, kiedy znowu stała na ludzkich nogach. Sypialnia nic się nie zmieniła, przez te niespełna trzy dni, w sumie nic dziwnego. Miała jednak wrażenie, że nie było jej tu całe wieki. Od razu wróciła myślami do brata. Wstała z łóżka, podchodząc do drzwi i przystawiła do nich ucho. Cisza. Czyżby nie było go w domu? Może ją szukał?

      W głowie na raz pojawiła się jej masa pytań, wraz z masą sprzecznych emocji, szczęściem, wątpliwościami, strachem oraz ulgą. Szybko jednak odgoniła od siebie posępne myśli. Nawet jeśli Tytus będzie zły, to jak tylko wszystko mu wytłumaczy, zrozumie. Weźmie ją w ramiona, podniesie i będzie kazał sobie obiecać, że nigdy już tak nie zniknie bez słowa. A ona mu to obieca, po czym razem wymyślą wyjście z tej sytuacji, a kiedy już uda jej się wszystko naprawić, jej mały świat znowu wróci do normy. Z tym cudownym obrazkiem w głowie, otworzyła drzwi.

      Pusto. Poszła więc dalej. Zeszła na dół do salonu, lecz niemal spadła ze schodów widząc jaki potworny panował tam bałagan. Nawet więcej niż bałagan. Parter wyglądał, jakby przebiegło przez nie stado krów, czy innych warchlaków. Komoda, krzesła stolik, a nawet stara sofa po babci, wszystko było poprzewracane i nie na swoim miejscu. Z przerażeniem Cyntia rozejrzała się, zaglądając w każdy kąt. Czyżby ktoś się do nich włamał? Po co? Przecież nie byli bogaci, nie byłoby tu co ukraść, a przynajmniej nic wartościowego.

      – Tytus?! – krzyknęła, a w głowie zaczęła widzieć przerażające obrazy, jak leży gdzieś w kałuży własnej krwi. Jednak nigdzie nie było po nim śladu.

Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz