– Mówię ci, to był najokropniejszy moment w moim życiu! Ten rybi ogon będzie mi się śnił w najgorszych koszmarach! – ględziła żywo Aura.
We trójkę przemierzali właśnie opustoszałe pola i łąki, powoli opuszczając wieś Cynti. Ta bez przerwy zamartwiając się o brata, szła za nimi, mocno ściskając drugą obrączkę w zaciśniętej pięści. Nawet nie myślała o tym, by też ją zakładać, przerażała ją możliwość podwojenia klątwy, a zarazem nie była w stanie jej puścić. Zależało od tego życie Tytusa.
– Chyba jestem w stanie to zrozumieć, też nie przepadam za pływaniem. Raz dałem nura do ścieku, gdy mi pewien... – przerwał na chwilę, najwyraźniej powstrzymując się przed użyciem jakiegoś niecenzuralnego wyrazu. – Pewien niezbyt wychowany gagatek, wrzucił mi tam moją drewnianą nogę. Futro śmierdziało i kleiło się chyba z miesiąc, nim udało mi się je w końcu doprowadzić do porządku – zakończył swoją historię, klepiąc Aurę po plecach.
– Ale że nura do ścieków? – pokręciła głową z obrzydzenia.
– Tylko nie mów nikomu, bo cię poćwiartuję i usmażę nad ogniem, rybko – zagroził, choć w jego słowach nie kryło się już nawet krzty wrogości.
Niby kiedy oni zdążyli się tak zaprzyjaźnić? – pomyślała Cyntia. Spała najdłużej ze wszystkich, wymęczona pod względem fizycznym i psychicznym, a jak tylko się obudziła, oni już gawędzili w najlepsze. Dalej się zaczepiali, wytykając swoje wady i błędy, ale więcej było już w tym sympatii niż wzajemnej irytacji sobą nawzajem. Czy gdy spała wyjaśnili sobie pewne sprawy? A może to przez odpuszczenie im długu, zaczęli darzyć się większą sympatią? Nie wiedziała, ale wcale jej to nie przeszkadzało.
Gdy szli tak w dość wesołej jak na okoliczności atmosferze, za nimi rozległ się odgłos końskich kopyt uderzających o suchą ziemię oraz stukot kół skaczących po nierównej drodze. Powoli dogoniła ich nieduża furmanka, obładowana skrzynkami z brokułem. Prowadził ją mężczyzna w podeszłym wieku. Miał znudzony wyraz twarzy, a na głowie nosił słomiany kapelusz, chroniący go przed uporczywym słońcem.
Cyntia od razu go rozpoznała. Był to pan Miron, jeden z najstarszych mieszkańców wsi. Znała go głównie z widzenia, bo zazwyczaj stronił od zacieśniania więzi z sąsiadami, zbyt zajęty swoimi sprawami. Szanowała to i starała się nie wchodzić mu w drogę, gdy sobie tego nie życzył. Najwyraźniej, ta nieznaczna znajomość wystarczyła, by na ich widok zatrzymał konia.
– Dzień dobry, piękny mamy dziś dzień, prawda? – przywitała się, a dłoń z zaciśniętą obrączką schowała za plecami.
– Ta, dobry, straszna spiekota – odparł, przyglądając się każdemu z osobna. Mężczyzna zmarszczył brwi i podrapał się po nieogolonym zaroście. – Myślałem, że Tytus ma tylko jedną siostrę.
Cyntia zamarła. Zdążyła już całkiem zapomnieć, że przecież Aura nie jest jej siostrą, ani nawet prawdziwą osobą. Próbowała szybko coś wymyślić, lecz bliźniaczka ją ubiegła.
– Starszy braciszek nie lubi się mną chwalić. Jestem, że tak powiem czarną owcą rodziny, zwykle znikam na całe dnie. Aura, miło pana w końcu poznać, dalej doskwiera panu ramie? – przywitała się, zaskakująco grzecznie jak na nią. Oparła się swobodnie o ramie siostry. Farmer tylko wzruszył ramionami. Najwyraźniej mało go obchodziły pogawędki.
– Dokąd zmierzacie tak z samego rańca?
– W stronę miasta. Czy jest jakaś szansa, by mógł nas pan kawałek podrzucić? Nasz przyjaciel ledwo może chodzić. – Mówiąc to, wskazała ruchem głowy na Atlasa, który w milczeniu przyglądał się całemu spotkaniu. Nie można było nie zauważyć jego drewnianej nogi.
– Trochę duży ten wasz przyjaciel – odparł, z rozwagą oceniając czy da radę przewieźć dodatkowy ciężar.
– Co poradzę, że jestem puszysty? – odparł kotopodobny, rozkładając łapy z bezradności.
Po chwili namysłu pan Miron znowu wzruszył ramionami, po czym gestem zaprosił ich na wóz. Dziewczyny bez problemu wskoczyły i wcisnęły się między drewniane skrzynie. Natomiast kotopodobny miał z tym lekki, albo raczej ciężki problem. Nie obeszło się bez ich pomocy, ale kiedy w końcu i on znalazł się na miejscu, furmanka znowu ruszyła.
Z każdym podskokiem wozu, zbliżali się do lasu, a zarazem do domu wróżki. Jednak tym byli bliżej, tym dotychczas bezchmurne niebo, szarzało i pokrywało się chmarą ciemnych obłoków. Nim się obejrzeli, na wąsy Atlasa spadła pierwsza kropla deszczu.
– Dziwne, nie zapowiadało się dziś na ulewę – mruknął farmer, popędzając konia.
Niemal od razu po tych słowach uderzył w nich strumień silnego wiatru, omal nie powypadali. Kurczowo złapali się skrzynek i krawędzi wozu. Wraz z wichrem przybył w szybkim tempie deszcz. Duże krople uderzały gęsto z taką zawziętością, że stawało się to nie do wytrzymania. W przeciągu sekundy, przemokli do suchej nitki. Słomiany kapelusz odleciał w burzę nim właściciel, zdążył go pochwycić. Pomknął w niebo, a na nim rozbłysła jaskrawa błyskawica, by po chwili usłyszeli ogłuszający grzmot.
Cyntia przywarła do drewnianych skrzynek, tak mocno, jak tylko mogła, w nadziei, że chociaż uchroni się od wiatru. Poczuła, jak wóz gwałtownie podskoczył, gdy wjechał na most. Wśród szumu i huków burzy usłyszała też szum rwącej rzeki. Miała bardzo złe przeczucia. Skąd nagle taka zawierucha? Była zbyt zaniepokojona, by wymyślić sensowną odpowiedź. Chciała jedynie, by jak najszybciej dotarli do lasu, mogliby wtedy chociaż częściowo ukryć się tam przed tym wszystkim.
– Spokojnie! No spokój powiedziałem, wytrzymaj jeszcze kawałek! – krzyczał farmer, próbując przekrzyczeć burzę, z nieudanym skutkiem. Koń go nie słuchał. Wystraszony nagłymi grzmotami zaczął wierzgać i niebezpiecznie szarpać furmanką.
Nagle znowu uderzyła ich fala wiatru, jakby wypluta przez samego władcę nieba, a Cyntia poczuła, jak cały wóz się przechyla. Dookoła niej fruwały brokuły, aż wraz z nimi wylądowała w lodowatą taflę wody. Jak tylko wynurzyła głowę, z całych sił próbowała dopłynąć do najbliższego brzegu. Jednak nurt był tym razem zbyt silny, a ulewa tylko bardziej wszystko utrudniła. Nie widziała na oczy, więc na oślep machała rękami i nogami, aż niespodziewanie coś w nią uderzyło. Usłyszała krzyk, po czym coś ją złapało i zaczęło podtapiać.
– P-pomocy..! – wykrzyknęła, dławiąc się wodą. Kolejny raz pochłonęła ją wodna otchłań, lecz tym razem nie miała dość sił, by się wynurzyć. Przed oczami miała tylko ciemność.
****************************************
Dość krótki rozdział, ale mam nadzieje, że ciekawy. Jak myślisz, co się teraz stanie z bohaterami? No i ponowna nieprzewidziana kąpiel, Aura gdyby istniała, to by mnie chyba zabiła, za te ciągłe próby utopienia jej. xD
CZYTASZ
Klątwa Ptaszyny
AdventureZwykła dziewczyna ze wsi znajduję nie taką zwykłą obrączkę, która zsyła na nią masę kłopotów i jeszcze więcej problemów. Wyrusza w przygodę, choć do tej pory unikała ich jak ognia, ale nie ma innego wyjścia. Jeśli nie złamie klątwy, niedane będzie j...