Rozdział 21. Opadła maska zdrajcy.

22 9 15
                                    


Czuła jakby jej głowa stała się o kilka ton cięższa niczym ołów. Zdziwiło ją to. Czyżby moc wspomnień zaklętych w obrączkach była tym razem tak silna, że aż na nią wywarła wpływ? Nie potrafiła znaleźć na to odpowiedzi. Nie była nawet w stanie skupić myśli, a obrazy pełne rozpaczy, złości i szaleństwa krążąc wokół niej.

      Z trudem otworzyła oczy, lecz jedyne co zobaczyła, to mrok, pośród którego majaczyły jakieś ciemne kształty. Jęknęła, powoli wracając do swojej świadomości. Spróbowała się ruszyć, z niepowodzeniem. Coś szorstkiego opinało jej nadgarstki oraz kostki, uniemożliwiając jej to.

      – Ptaszyno, cała jesteś? – Usłyszała znajomy pomruk, a jeden z kształtów poruszył się, schylając w jej stronę. Choć nie od razu, rozpoznała w nim Atlasa.

      – Atlasie, to ty? – upewniła się, dalej jeszcze nieco otępiała.

      – A widzisz tu innego spasionego kocura z jedną nogą? – odparł i niezgrabnie zaczął się do niej przysuwać. Sądząc po jego ruchach, również był skrępowany.

      – No tak szczerze ci powiem, że kompletnie nic nie widzę – wyznała. Czuła, jak powoli budzi się w niej panika.

      – A tak, faktycznie. Zapomniałem, że z was ludzików takie niedowidzę w ciemności – przyznał zakłopotany i już po chwili doczołgał się do niej. – Na moje wąsy, czy nikt tu nie zamiata? Więcej tu kłaków, niż sam z siebie wypluwam.

      – Wiesz, co się stało, kto nas związał, gdzie jesteśmy, lub chociaż czy jest tu też Aura? – zalała go zniecierpliwionymi pytaniami, ignorując jego niepotrzebne zrzędzenie. Gdy był już przy niej, dostrzegła jego żółte ślepia i zarys pyska.

      – No to ten, było tak. Ciosałem to drzewo, gdy przyszła do mnie ta mała wróżyna z jakimś ziołowym napitkiem. Zmęczony byłem tym machaniem, więc się tego świństwa napiłem. Dziwnie mi się zrobiło, potem stało się ciemno jak w mysiej dziurze, a kiedy otworzyłem ślepia, to siedziałem tutaj związany z tobą – streścił swój ciąg wydarzeń. Kiedy miał już wyjaśnienia za sobą, zaczął się wiercić, by pozbyć się więzów.

      – Mi też dała jakąś herbatę, w sensie nie ona, tylko Aura. No właśnie, co z nią? Ją też uśpiono, czy uciekła, gdy ja zasłabłam? To ta staruszka nam to zrobiła? Czy może to ten porywacz? – Ciskała pytaniami w próżnię, nic z tego nie rozumiejąc. Odruchowo sprawdziła, czy dalej ma na palcu obrączkę. Z niechcianą ulgą wyczuła ją na palcu.

      – Niech mi wąsy wyrwą, nie mam pojęcia ptaszyno! – odparł, równie skołowany, co ona. Wyczuwając jej zmartwienie, dodał jeszcze. – Ale nie bój nic, coś się wymyśli.

      Przez kilka kolejnych minut dalej szarpał się z linami, ale te uparcie nie odpuszczamy. Kotopodobny próbował nawet użyć swoich pazurów, ale nie był w stanie nimi dosięgnąć. Cyntia zaczynała rozważać ewentualność, że więzy mogły być magiczne, ale nie mogła mieć pewności. Zastanawiała się też, czy to nie odpowiedni moment na użycie mocy obrączki, ale obawiała się tego. Jeszcze ani razu nie używała tej mocy w pełni świadomie, więc nie była pewna czy w ogóle będzie się chciała jej słuchać. Poza tym, jeśli faktycznie porwała ich ta sama osoba co Tytusa, to próba uwolnienia się, może tylko wszystko jeszcze bardziej pogorszyć.

      – Spróbuj odwrócić się do mnie plecami, to może uda mi się twoje przeciąć albo przegryźć – zaproponował z uporem. Cyntia niepewnie wykonała polecenie. Skierowała związane za plecami ręce w stronę towarzysza. Ten drapał liny, uważając przy tym, by nie drasnąć jej delikatnej skóry.

Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz