Rozdział 23. Klątwa nie do zdjęcia. - Część 1.

24 9 26
                                    


Jakiś kawał drewna leżał na Cynti, która sama w dość niewygodnej pozycji wylegiwała się na stercie gruzu. Powoli odzyskiwała przytomność, a wraz z nią czucie, które nie pozostawiało wątpliwości, że nieźle ją poturbowało, sądząc po ilości bólu. Nieco jeszcze otępiała z szumem w uszach i piaskiem chrzęszczącym między zębami, odepchnęła od siebie deskę, choć nie było to łatwe, bo ręce dalej miała związane. Była noc, ale mimo to wzrok już zdążył jej przywyknąć do mroku, mogła więc bez problemu zobaczyć, co się właściwie stało.

      Siła tego dziwnego wybuchu całkiem rozsadziła dom wiedźmy od środka, który okazał się być znacznie większy niż zapamiętała, choć pewnie to znowu był wynik narzuconych przez Irminę iluzji. Niewiele się jednak nad tym zastanawiając, podniosła się z trudem, bo nogi miała jak z waty. Mimo to udało jej się wstać. Spróbowała rozerwać więzy, które o dziwo ustąpiły i pękły bez oporu, czyżby magia z nich też znikła? Roztarła obolałe nadgarstki, na których zostały ciemne smugi, po czym rozejrzała się dookoła dokładniej.

      Fragmenty domu walały się wszędzie wokoło, a co poniektóre wylądowały nawet na pobliskich drzewach, uginając je nieco. Szukała wzrokiem Aury i Irminy. Tą pierwszą dostrzegła natychmiast, jednak, zamiast się cieszyć, zamarła w osłupieniu. Jej bliźniaczka lewitowała wysoko na niebie, a wokół niej lawirowały płomienie, ale nie wyglądały, jakby robiły jej jakąkolwiek krzywdę. Ręce i nogi dziewczyny zwisały luźno niczym bezwładne kończyny lalki, a twarz choć przytomna, była dziwnie nieobecna. Cyntia chwiejąc się zrobiła krok w jej stronę, lecz przed podejściem do niej powstrzymał ją cichy jęk.

      – Ptaszyno? – rozpoznała głos Atlasa.

      Zawahała się przez chwilę, nie wiedząc komu pomóc najpierw, lecz szybko podjęła decyzje. Nie czas był teraz na takie niepewności. Przedarła się przez gruzy i szczątki połamanych mebli do miejsca, z którego dobiegał zbolały głos kotopodobnego. Znalazła go szybko. Przyjaciel wygrzebywał się ze szczątków domu, otrzepując z siebie pył, lecz dalej leżał na ziemi, nie mogąc wstać.

      – W porządku? – zapytała, próbując odciągnąć go od ostrych kawałków drewna i tłuczonego szkła, co nie było rzeczą prostą, zważywszy na jego masę oraz dodatkowy ciężar w postaci oblepionego brudem futra.

      – Żyje, to się liczy. To jeszcze nie było moje dziewiąte życie, więc nic się nie martw, ale chyba zapodziałem gdzieś moją drewnianą nogę – odparł, dalej jeszcze nieco oszołomiony. Cyntia zobaczyła na jego czole sporego guza, musiał więc solidnie się z czymś zderzyć przy wybuchu.

      – Nie ruszaj się, mocno oberwałeś. Zaraz znajdę twoją nogę. – Już się odwróciła, by to zrobić, lecz Atlas zatrzymał ją, łapiąc jej rękę.

      – Nie przejmuj się mną teraz, mroczki przed oczami mówią mi, że na nic ci się teraz nie przydam, nawet z obiema nogami. Pomóż Aurze. Ni w kieł nie kumam czy w końcu jesteście tymi siostrami, czy nie, ale nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłbym opętania. Ona cię teraz potrzebuję – powiedział zaskakująco stanowczo jak na jego obecny stan. Wskazał łapą na Aurę, która faktycznie w tym momencie zdawała się być w znacznie gorszym położeniu od nich.

      Cyntia na to westchnęła, nie chciała go tak zostawiać, ale też nie dałaby rady go ze sobą ciągnąć. Rozważała, czy nie poprosić go o pożyczenie szabli, lecz szybko odrzuciła ten pomysł . Nie miał już swojej protezy, więc bez broni stałby się jeszcze bardziej bezbronny. Poza tym i tak prędzej zraniła by nią samą siebie niż jakiegoś ducha.

      Spojrzała w niebo nad ruinami domu wiedźmy, dostrzegając tam bezwładne ciało otoczone ognistą łuną. Miał rację, nie mogła jej tak zostawić. Pora wziąć odpowiedzialność za własne decyzje i ich konsekwencje. Mając nadzieję, że Atlas był w miarę bezpieczny, ruszyła w jej stronę.

Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz