Rozdział 9. Śliska sprawa.

31 12 16
                                    

Był już środek dnia, kiedy dotarli do wsi Cynti. Widok dobrze znanej okolicy natychmiast ją rozchmurzył. Od razu było po niej widać zmianę, jakby złapała nowy wiatr w żaglach, a to, co było tak daleko i niemal nie do uchwycenia, teraz było jak na dłoni. Jej dobrego humoru nie podzielała natomiast reszta towarzystwa.

      – Mam nadzieje, że ta błyskotka jest aż tyle warta, by opłacało się, że tłukę się taki kawał – rzucił kotopodobny. Już po raz chyba setny był bliski przewrócenia się, gdyż jego drewniana proteza nie radziła sobie zbyt dobrze na wiejskiej drodze. Nie była usłana kamiennym brukiem ani niczym podobnym, była to po prostu goła ziemia pełna dołów, kamyków i koryt wydrążonych od sporadycznie przejeżdżających furmanek.

      – Mogłeś poczekać na nas u wróżki – odparła Aura, podtrzymując go, by nie wywinął orła na kolejnej nierówności.

      – Żebyście uciekły z obiema błyskotkami? Prędzej wyrwałbym sobie wąsy. Poza tym trzeba będzie też zapłacić Zenobii za fatygę i nie widzi mi się, bym miał za to płacić z własnej dziurawej kieszeni! – prychnął oburzony, choć mimo tej ogłaszanej nieufności, dalej pozwalał się asekurować. Cyntia domyślała się, że ich towarzysz najzwyczajniej w świecie martwiłby się o nie, choć nie zamierzał się do tego przyznać. Pomimo swojego swawolnego oraz zuchwałego zachowania, była pewna, że kotopodobny ma dobre serce.

      W końcu, do tej pory na jedno linijnej drodze, pojawiło się rozwidlenie. Atlas i Aura, czekali na decyzję Cynti. Ta zawahała się. Jeśli chcieli dotrzeć do jeziora krótszą drogą, musieliby natknąć się na jej dom, a nie chciała tego robić. Nie czuła się jeszcze gotowa na konfrontację z bratem, choć bardzo ją korciło, żeby do niego zajrzeć. Tęskniła za nim, lecz dalej było jej wstyd za to, co zrobiła. Podjęła więc decyzję. Wybrała dłuższą trasę. Jeszcze nie czas na spotkanie z Tytusem. Wpadła w głębokie bagno i teraz musiała z niego wypłynąć o własnych siłach. Kiedy już się z tym upora, wtedy do niego wróci, by przeprosić.

      Skręcili więc, kierując się okrężną drogą. Żar niemiłosiernie sączył się z nieba, na którym nie było ani jednego obłoka, czy choćby jasnej smugi. Po wczorajszej ulewie nastał upał, przez co ostatnia niespodziewana kąpiel w rzece, przestała już być taka straszna. Teraz Cyntia wręcz marzyła, by zanurzyć się w zimnej tafli.

      Nie zaszli daleko, gdy na ich drodze pojawił się przygarbiony starzec. Zmarszczki sięgały całej jego twarzy, a siwa broda zakręcona była na końcu niczym świński ogon. Wracał właśnie znad jeziora. Świadczyły o tym kalosze, wiadro z rybami oraz wędka zarzucona na ramie. Starzec widząc ich, zatrzymał się, skłonił uprzejmie i pogładził po swojej brodzie w zamyśleniu. Cyntia mu się nie dziwiła, pewnie wyglądali cudacznie, dwie dziewczyny podobne jak dwie krople wody, w towarzystwie kulawego kotopodobnego. To nie był codzienny widok, a przynajmniej nie tutaj.

      – Dzień dobry – przywitała się uprzejmie. Nie kojarzyła go, a znała wszystkich z okolicy, ale równie dobrze mógł po prostu pochodzić z jakiejś innej pobliskiej wsi, lub wpaść do kogoś z dalszej rodziny w odwiedziny.

      – Dzień jak najwielce dobry! Zobaczajcie jakie to żem dobre rybcie se wylowil – pochwalił się, wskazując na wiadro. Trochę przy tym seplenił, miał też wyraźny problem z wymówieniem niektórych liter.

      – Widzę, że pan wprawiony w boju, łowił pan nad jeziorem? – zapytał Atlas. Zagwizdał, z uznaniem oglądając zawartość starczego wiadra. Ryby faktycznie były spore i dorodne. Jeszcze żywe, machały płetwami, ściśnięte jedna obok drugiej.

      – Nie tyle nad, co na! Cio roku tu zawituje, bo nigdzie jak nie w tej, tak dobrześ chwytają. Lódkę żem se przywiózl i tak lowie.

      – Łódkę? – zaintrygowała się Aura. Do tej pory stojąc z tyłu, ale na jego wieść, podeszła bliżej by lepiej słyszeć.

Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz