Rozdział 16. Medalion prawdę ci powie.

25 9 23
                                    


– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Nie jest to przypadkiem nieetyczne? – zapytała Cyntia, niezbyt zadowolona, że razem z Aurą czaiły się za budynkami, niczym szczury przed spiżarnią. Miały stąd dobry widok na wejście pensjonatu, a cienie wielkich gmachów zapewniały im jako takie wtopione w otoczenie. Czekały aż Klarus skończy pracę.

      Nie trudno było im zgadnąć, że jego obecność nie była tam przypadkowa. W taki wielki zbieg okoliczności nawet Cyntia nie uwierzyła. Nie zmieniało to jednak faktu, że szpiegowanie go, nie było czymś, do czego się rwała.

      – Mamy prawo tu stać. Nikt nas za to nie wsadzi do więzienia, poza tym, jeśli to on nas okradł, to nie widzę powodu, dlaczego nie miałybyśmy się na niego zasadzić. Już nie chcesz odzyskać brata? – odparła, nie spuszczając wzroku z drzwi budynku. Cyntia nic na to nie odpowiedziała, jedynie w duchu przyznała jej rację.

      Czekały więc cierpliwie wypatrując sposobności, by się z nim spotkać. Mijały długie minuty, które przeistoczyły się w godziny. Stopniowo zaczynało im doskwierać znudzenie i zniecierpliwienie, nie mówiąc już o innych potrzebach. W końcu, kiedy już nastała noc, a ulice opustoszały pogrążone w mroku, przebijanym jedynie mętnym światłem ulicznych latarni, podejrzany opuścił budynek.

      Aura od razu szturchnęła Cyntie, która zaczynała już przysypiać i bezgłośnie ruszyły za nim. Szły znacznie wolniej, starając się zachowywać dystans, tak by nie zorientował się, że jest przez nie śledzony. Nie traciły go jednak z pola widzenia. Młody mężczyzna szedł najpierw główną ulicą, lecz nagle szybko skręcił. Nie wahając się, pognały za nim, nie chcąc go zgubić. Gdy wyjrzały zza rogu, zorientowały się od razu, że zostały odkryte. Klarus biegł na złamanie karku, znowu skręcając na najbliższym zakręcie. Więc nie zważając już na dyskrecje, ruszyły biegiem za nim, ile tylko starczyło im sił w nogach.

      Ich buty odbijały się echem po opustoszałej drodze, a tym dalej od światła i głównej ulicy, tym uliczki stawały się coraz bardziej zwodnicze i poplątane. Czuły się jak w jakimś labiryncie. Kilka razu traciły go z oczu, aż w końcu całkiem już się pogubiły, nie wiedząc już, w którą stronę tym razem skręcił oraz który płot czy ogrodzenie przeskoczył. Podeptały czyjeś rabatki oraz wywróciły kilka kubłów, ale ostatecznie podejrzany im umknął.

      – Na kwaśny ocet, gdzie go wcięło? – sapnęła Cyntia, rozglądając się wokoło, ledwo łapiąc oddech.

      – Nie wiem, jest ciemno, jak nie powiem gdzie! Może... – Nie zdążyła dokończyć, bo przerwał jej nagły ni to ludzki, ni zwierzęcy pisk oraz odgłosy szarpania.

      – Dokąd to! – zabrzmiał dość dobrze im znany głos. Od razu zerwały się z miejsca i pobiegły w stronę, z której dochodziły dźwięki i się nie zawiodły.

      Wpadły jak wypuszczone z procy do bocznego zaułka, a tam zastały Atlasa trzymającego za chabety ich uciekiniera. Klarus szarpał się i walczył o wolność, lecz nie miał szans ze znacznie większym oraz masywniejszym kotopodobnym, uzbrojonym nie tylko w szable, ale i w pazury.

      – No moje panie, mamy waszego gagadka. Czuć od niego futrem na kilometr. – Zerknął na nie, po czym znowu spojrzał na trzymanego w garści mężczyznę. – Gdzie ta twoja słynna rudzina, co? – spytał, unosząc go wyżej, tak że jego buty straciły kontakt z chodnikiem, lewitując kilka centymetrów nad nim. Klarus wyglądał na spanikowanego, lecz nagle jego spojrzenie stężało, po czym uśmiechnął się krzywo.

      – Lepiej sam ją o to zapytaj – odparł, a w następnej chwili coś małego zeskoczyło z parapetu nad nimi, lądując prosto na pysk Atlasa. Ten zaskoczony, wrzasnął i puścił Klarusa, dając mu tym okazję do kolejnej ucieczki, z czego oczywiście skorzystał.

      Po wyswobodzeniu się nie zdążył jednak zrobić nawet dwóch kroków, bo wpadł na Aurę. Dziewczyna od razu go złapała, lecz nie miała dość siły, żeby się z nim mierzyć. Szybko się jej wyrwał i z zaskakującą zwinnością uniknął Cynti, tak że ta nawet nie zdążyła go choćby dotknąć. Nim się zorientowała, ten już pomknął przed siebie. Zamierzała pomimo zadyszki ruszyć za nim, lecz powstrzymaj ją okrzyk Aury.

      – Hej kolego, zgubiłeś coś! – krzyknęła, wstając z ziemi, na której wylądowała w trakcie szarpaniny i wyciągnęła w górę rękę, machając jakimś okrągłym przedmiotem. Był to jego medalion, którego zerwany łańcuch, dyndał na wszystkie strony.

      Klarus słysząc to, prawie się wywrócił, hamując gwałtownie. Pomacał się po szyi i piersi, a gdy dotarło do niego, co zgubił, odwrócił się w ich stronę. W półmroku dostrzegły żółte ślepia i kilka innych nagłych zmian w jego wyglądzie. Blada skóra zniknęła, porastało go teraz ciemne futro, twarz przybrała koci kształt, a z tyłu wystawał mu smukły pasiasty ogon.

      Korzystając z ich osłupienia, wiewiórka przestała atakować Atlasa i uciekła, slalomem wymijając bliźniaczki. Szybko dogoniła Klarusa, po czym wskoczyła mu na ramię i razem, nie oglądając się już za siebie, zniknęli w mroku miasta. Tym razem to Aura chciała pobiec ich śladem, lecz powstrzymała ją Cyntia.

      – Nie ma sensu za nim gonić, jest szybszy i zwinniejszy od nas – powiedziała, po czym wskazała na trzymany przez Aurę medalion. – Ale mamy coś, co na pewno będzie chciał odzyskać. 


--------------------------------------------------

Zaskoczenie? Jestem wyjątkowo zadowolona z tego wątku, choć na samym początku nie byłam do niego przekonana, ale ostatecznie cieszę się, że go nie z kreśliłam. Co sądzisz o Klarusie i tym jego medalionie? Co się za tym wszystkim kryje? Już niedługo na to odpowiem. 

Tym razem wyjątkowo rozdział publikuję wcześniej, głównie dlatego, że jest dość krótki, więc poprawienie go zajęło mi znacznie szybciej. Jako, że są święta wielkanocne, nie wiem czy dam rade wyrobić się z jeszcze jednym w ten weekend. Spróbuję, ale niczego nie obiecuję. Więc smacznego jajka i udanego dnia życzę! :D


Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz