Cyntia przecisnęła się przez tłok ludzi, a zaraz za nią podążała Aura. Kotopodobny, który przedstawił się jako Atlas, kazał im iść za sobą. Postanowiły mu zawierzyć. On jako jedyny z ich trójki znał to miasto i jego okolice. Nie błądził, pewnie stawiał łapę oraz nieco mniej pewniej drewnianą protezę. Mimo wszystko Aura dalej pozostawała względem niego nieufna, no i w zasadzie vice versa. Mężczyzna co i rusz zerkał za siebie, by upewnić się, że mu nie zwiała. Cyntia za to odetchnęła z ulgą. Może nie wyglądał najpoczciwiej, ale wierzyła, że nie spotka je z jego strony żadna krzywda. Cała ta sytuacja była ich winą, nie jego. Poza tym należał do godnej zaufania rasy.
– Dokąd właściwie idziemy? Miałeś nas chyba wyprowadzić z miasta, a nie wciągać w głąb – odezwała się Aura, przyspieszając kroku i wyrównując się z nim.
– Najpierw zawinę swoje klamoty. Nie chcę ryzykować, że mnie ktoś okradnie, gdy będę pilnował waszej spłaty długu – odparł, posyłając jej wymowne spojrzenie.
– Okej, rób, co tam sobie chcesz... – powiedziała, siląc się na obojętność. Splotła dłonie za głową i już nie przejmując się czymkolwiek, szła obok.
– Hej ptaszyno, co was w ogóle przywiało do Czeredy? – spytał, korzystając z okazji, że ścisk i hałas miasta nieco zelżały. Tym razem kierował słowa do drugiej bliźniaczki ubranej w sukienkę.
– To tak się to miasto nazywa? Czereda? – odpowiedziała pytaniem, na pytanie, chcąc jakoś uniknąć odpowiedzi. Mimowolnie trochę się przy tym spięła. Miała ogromną nadzieję, że nie Atlas nie będzie drążył tematu, a ona nie będzie musiała przyznać się do swoich błędów, lub co gorsza kłamać, czego też nie znosiła.
– Niezłe z was ziółka. Jak żeście tu przetrwały, nim was znalazłem, skoro nawet nie wiecie, co to za miasto? Już na moje koślawe oko widać, że nie jesteście stąd – stwierdził, kręcąc głową.
– Jesteśmy ze wsi... – zaczęła, lecz nie dane jej było skończyć zdania.
– Co to za smród?! – zawołała nagle Aura, przerywając ich rozmowę, czym wywołała chichot kotopodobnego. Ten w odpowiedzi tylko wskazał łapą miejsce, w którym się znaleźli.
Ogólnie miasto nie pachniało jak świeża rosa na łące, ale teraz rzeczywiście swąd stał się jeszcze bardziej drażliwy. Prócz dymu i nieświeżego powietrza, czuć było zapach brudu, mokrego futra i licho wie czego jeszcze. Okolica również się zmieniła. Budynki nie były tak uporządkowane, jak wcześniej, teraz były znacznie bardziej ubogie, a przy tym zaniedbane. Postawione jeden na drugim, powodując jeszcze większy ścisk. Gdzieniegdzie z okien wywieszano sznury, na których suszyły się ubrania. Ulice natomiast były prawie puste, nie jechał po nich żadna bryczka. Ludzi również nagle ubyło. Dostrzegły za to kotopodobnych. Jednak ich widok nie był zbyt pocieszający. Wielu z nich przypominało Atlasa, byli zaniedbani, a niektórzy wyraźnie wychudzeni, jakby od bardzo dawna nie mieli niczego w pysku. Choć ich towarzysz był jednym z nielicznych, który mógł się poszczycić nadwagą, to jednak Cyntia domyślała się, że winę za to ponosi alkohol, lub jakieś choroby, a nie nadmiar spożywanego jedzenia.
– Co to za miejsce? – spytała w końcu Cyntia, nie dowierzając temu, co widzi.
– Drogie panie, witam w Obrzynku, dzielnicy kotopodobnych – powiedział ze sztucznym entuzjazmem ich przewodnik. – Po lewej stronie możecie podziwiać niezwykłe dzieła naszej architektury. Ścisk wraz z biedą są tu zawsze w modzie. Po waszej prawicy za to zobaczycie śmietankę towarzyską w postaci meneli i żebraków. Napatrzcie ślepia, bo jest co podziwiać.
CZYTASZ
Klątwa Ptaszyny
AdventureZwykła dziewczyna ze wsi znajduję nie taką zwykłą obrączkę, która zsyła na nią masę kłopotów i jeszcze więcej problemów. Wyrusza w przygodę, choć do tej pory unikała ich jak ognia, ale nie ma innego wyjścia. Jeśli nie złamie klątwy, niedane będzie j...