Rozdział 11. Niewiadoma przyszłości i tajemnica przeszłości.

30 12 14
                                    


– To było moim zdaniem za łatwe. Ten ktoś z nami pogrywa, bo jeśli nie, to czemu sam się po tę obrączkę nie wybrał? Przecież nie była schowana w labiryncie z pułapkami, byle głupi zbieracz jabłek ją znalazł, bez urazy... – mówiła Aura, kręcąc głową w zadumie.

      – Kogo to obchodzi – odparła Cyntia, wyraźnie jej nie słuchając. Szła przed siebie w zaparte, ciągnąc bliźniaczkę za sobą z powrotem w stronę jeziora. Ledwo zdradziła jej, co zastała u siebie w domu i już chciała dokonać wymiany obrączek za brata.

      – Poczekaj chwilę! Niby jak chcesz znaleźć tego kogoś, skoro nawet nie wiesz, kim jest porywacz! Tytus może być równie dobrze na drugim końcu świata! – Po tych słowach z impetem wpadła na plecy Cynti. Ta stanęła jak wryta, po czym spojrzała na towarzyszkę z rozpaczą. Do tej pory skupiała się na tym, by za wszelką cenę znaleźć drugą obrączkę, lecz teraz utknęła, nie wiedząc gdzie zmierzać dalej.

      – To, co ja mam teraz zrobić?! Może być ranny, pobity i zamknięty w jakiejś zimnej piwnicy, daleko stąd! – Zakryła usta dłońmi, a ramiona zaczęły niekontrolowanie drżeć na tę przerażającą możliwość.

      – Spokojnie, nie panikuj. Pomyśl, czy coś ci nie umknęło. Jesteś bardziej rozchwiana niż łódka, która prawie nas utopiła.

      Cyntia złapała się za głowę, głęboko oddychając. Próbowała sobie przypomnieć jakiekolwiek szczegóły z tego, co zastała w domu. Cokolwiek co naprowadzić je na właściwy trop. Pamiętała jedynie bałagan, krogulcze pióro, list i tajemniczy podpis. Nic z tych rzeczy nie mówiło jej jednak, co powinna zrobić po odnalezieniu drugiej obrączki. Drapieżny ptak, który śledził ich całą drogę, zniknął nie wiadomo gdzie. Za to tajemniczy porywacz twierdził w swojej wiadomości, by go nie szukała, że sam ją znajdzie. Tylko kiedy, jak, gdzie? Nie wiedziała i to napawało ją tylko większym niepokojem.

      – Posłuchaj, może wróćmy do wróżki? Ona na pewno nam coś poradzi – zaproponowała, kładąc dłoń na ramieniu Cynti. Wyraźnie było widać, że dziewczyna sobie z tym wszystkim nie radzi. Spokojny ton Aury, nieco ją uspokoił. To chyba pierwszy raz, kiedy naprawdę cieszyła się, że ma sobowtóra u swojego boku.

      – No dobrze – powiedziała w końcu i spojrzała przed siebie. – Już widać jezioro więc...

      – Nie! Nie zamierzam ponownie przez to przechodzić! Idziemy na około albo wcale! – postawiła Aura na swoim i skręciła w lewo, jednak widząc spojrzenie Cynti, dodała – Nie martw się o Tytusa, to duży facet i nie da się tak łatwo skrzywdzić. Wiem to, bo znam go równie dobrze, co i ty. Chociaż raz przydaje się posiadanie twoich wspomnień.

      Cyntia pomimo ogromnej chęci skorzystania z pomocy magi, nad którą już powoli zaczynała częściowo panować, postanowiła tym razem odpuścić. Sam fakt, że ze znacznie mniejszym oporem przychodziło jej korzystanie z przeklętej biżuterii, napawał ją niepokojem. Nie chciała się do niego przyzwyczajać. Aura miała rację. Lepiej się do niego nie przywiązywać, zwłaszcza, że będzie musiała go oddać.

      Ze strony, z której szły, jezioro okrążał gęsty brzozowy las. Stare już drzewa porastał mech oraz gdzieniegdzie grzyby. Weszły więc między biało czarne pnie. Dzień nieubłaganie zbliżał się do końca, co zwiastowało dla nich kolejną noc na świeżym powietrzu. Nie dotarły nawet do połowy zagajnika, kiedy w gęstniejącej ciemności dostrzegły wyraźny blask. Światło ogniska. Zerknęły na siebie porozumiewawczo, po czym podeszły bliżej źródła światła. Jako że spodziewały się kogo tam zastaną, nie bardzo zdziwił je widok Atlasa, siedzącego na zmurszałym pniu. Zdążyły się już nauczyć, że nie mają co liczyć na to, że go na długo zgubią. Kotopodobny na ich widok zaciągnął się cygarem ostatni raz, następnie go zgasił.

Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz