Rozdział 25. Drzewo miłości.

27 10 18
                                    


Niedomknięte okno zastukało pod wpływem silnego podmuchu wiatru. Cyntia nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Ze skupieniem wpatrywała się w liczby i wszystko dokładnie sprawdzała. Już od dawna starała się zaoszczędzić nieco pieniędzy, co powoli jej się udawało. Może na uprawie warzyw i sadzie jabłkowym nie zarabiało się w złocie, ale jej to w zupełności wystarczało. Póki miała co do gara wrzucić i czym zapłacić sezonowym pracownikom, było dobrze, choć parę dodatkowych monet zawsze się przyda. Odnowa stodoły, by się przydała, a własny koń, to też byłoby coś miłego. Nie musiałaby już pożyczać od sąsiadów.

      Nagle z rozmyślań wyrwało ją uparte stukanie w szybę. Gdy się odwróciła, dostrzegła po drugiej stronie szyby małego wróbla. Nieporadnie stukał dziobem, chcąc zapewne, by otworzyła szerzej okno.

      – No już, już. Stałaś się ostatnio strasznie niecierpliwa – odparła Cyntia, wstając od biurka. Uchyliła okno szerzej, pozwalając Aurze wejść do pokoju. Ta od razu wleciała do środka, lądując na stercie papierów, które Cyntia dopiero co przeglądała. Zaćwierkała, jakby z urazą i odwróciła się do dziewczyny ogonem, wielce obrażona.

      – No dobrze, dobrze, przepraszam. Brak rąk rzeczywiście może być denerwujący – przyznała, pojednawczo i znowu usiadła, wyciągając papiery spod ptasich łapek, odstawiając je na bok.

      Aura, przyjmując jej przeprosiny, znowu stanęła do niej przodem, wyciągając do niej jedną ze swoich nóżek. Był do niej przywiązany cienki, choć długi, zwinięty kawałek papieru. Cyntia bez chwili zwłoki odwiązała go od niej i rozwinęła.

      – Wiadomość od Atlasa! – oznajmiła uradowana, a Aura wskoczyła między jej ręce, by również przeczytać wiadomość. – Piszę, że wszystko u niego dobrze, wraz z córką kupili działkę za miastem. Kto by pomyślał, że Nitka po śmierci matki, szukała go przez te wszystkie lata? Nie mogli się znaleźć, choć dzieliły ich raptem mury miasta. Choć po co ja ci to czytam? Przecież tam byłaś! 

      Zaśmiała się i mimowolnie uśmiechnęła się do listu. Na jego końcu jak to miał w zwyczaju nazwał ich myszką oraz ptaszyną. Brakowało jej tych jego urokliwych przezwisk. Tęskniła, za tym wielkim kocurem, ale cieszyła się też jego szczęściem. Zasługiwał na nie. Może to czas by na dniach wybrać się za miasto w odwiedziny? 

      Aura nagle podskoczyła, ćwierkając i zamachała przy tym skrzydłami, dając jej tym do zrozumienia, że gdyby nie pomoc pewnej zmienionej w ptaka osoby, to ich przyjaciel, dalej nie miałby kontaktu z córką, co jego była żona dobrze utrudniła, zmieniając nie tylko miejsce zamieszkania, ale i nazwisko swoje oraz córki.

      – Tak, masz racje, to wszystko dzięki tobie, jesteś wielka – połechtała jej ego, odkładając rulonik z wiadomością do szuflady. Następnie przeciągnęła się na krześle, stanowczo za długo już dziś siedziała w jednym miejscu, a na gospodarstwie jak zawsze było sporo pracy. – Chociaż tyle mogłyśmy dla niego zrobić, skoro nie przyjął od nas pieniędzy, ani oferty pracy – dodała jeszcze.

      Nim Aura zdążyła jej jakoś odpowiedzieć, ktoś zapukał do drzwi. Gdy się uchyliły, do środka weszła głowa Tytusa. Ten wyszukał siostrę wzrokiem, po czym skinął głową na ptaka stojącego dalej na biurku.

      – Hej dziewczyny. Sprawdzam tylko, czy znowu nie zniknęło ci się w jakiś magiczny sposób. Muszę wiedzieć, czy mam lecieć po ciepłe gacie, bo ostatnim razem strasznie zmarzłem – powiedział, szczerząc się do nich, a następnie bez zaproszenia wszedł do środka.

      – Bardzo zabawne. Nie, nie ma tego w planach przez najbliższe stulecie. Spakowałeś już wszystko? – zapytała, chcąc zmienić temat. Miała już dość tych jego ciągłych śmieszków. Odkąd wyciągnęli go z tamtej kuli, non stop wyłapywał okazję, by jej to wypomnieć.

Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz