Rozdział 2. Znaczenie wolności.

77 20 35
                                    


Cyntia obmywała brudne garnki i patelnie, a w tym czasie dziesiątka kotopodobnych oraz jej brat, zajadali się przyrządzonym przez nią obiadem. Rozpierzchli się dosłownie wszędzie. Gdy zabrakło miejsc przy stole, zajęli kanapę, a kiedy i na niej nie było już wolnej przestrzeni, zadowolili się podłogą. Zasypywali przy tym komplementami jej kuchnię oraz zadbany dom.

      Kiedy już uporała się z garami, wyciągnęła z kieszeni niezwykłe znalezisko. Dalej nie dowierzała, skąd wziął się ten pierścionek w jej ogródku. Uprawiała w tamtym miejscu warzywa już od dobrych kilku lat, ale nigdy się jej nie napatoczył. Do dzisiaj. Obmyła go pod bieżącą wodą, pozbywając się resztek ziemi, a pierścień zalśnił nieskazitelnym złotym blaskiem. Obróciła nim na wszystkie strony, przyglądając mu się. Był prosty, bez żadnych ozdobników czy grawerunków, ale złoto wyglądało na prawdziwe. Wiele kobiet pewnie wprost marzyłaby o takim znalezisku, na niej jednak błyskotka nie robiła wrażenia. Ot zwykły przedmiot, do niczego nieprzydatny. Schowała go z powrotem do kieszonki ogrodniczek, po czym pomknęła na górę do swojego pokoju, z zamiarem przebrania się z roboczych ciuchów.

      Po jej wyjściu Tytus przejął obowiązek pana domu i odebrał od każdego pusty już talerz ze sztućcami. Następnie oparł ręce na biodrach, rozglądając się po gościach. Zastanawiał się, czy aby na pewno o niczym nie zapomniał, ale nic nie przyszło mu do głowy, więc zwrócił się do nich.

      – Na pewno was nie podwieźć? – spytał, gdy pracownicy zbierali się już do wyjścia.

      – Nie trzeba panie Tytusie, poradzimy sobie – zapewnił jeden z nich, wkładając buty na kocie stopy. Tajemnicą było, jak nie spadały im z łap.

      Tytus wzruszył tylko ramionami, szanując ich decyzje. Sięgnął więc po portfel i wręczył każdemu odpowiednie wynagrodzenie. Każdy z osobna podziękował z ogromną wdzięcznością, ściskając mu przy tym rękę. Nie tracąc więcej czasu, wymienili uprzejmości, żegnając się z gospodarzem, następnie opuścili dom, udając się w swoją stronę. Tytus pomachał do nich jeszcze na pożegnanie, polecając się na przyszłość.

      Słysząc zamykane drzwi, Cyntia tylko na to czekając, zeszła na dół, rozglądając się po parterze. Nie dostrzegła ani jednego kotopodobnego, mimo to zapytała dla pewności.

      – Poszli?

      – Poszli. – Skinął głową i z podejrzliwością spoglądał na siostrę. Zamiast ogrodniczek i za dużej męskiej koszuli, ubrała się w prostą zwiewną sukienkę. Czuł, że coś knuje, w końcu znał ją nie od dziś.

      – Świetnie, bo muszę ci coś pokazać – odparła, potwierdzając jego domysły. Jednym susem przeskakując ostatnie trzy stopnie schodów, znalazła się przed nim. Była bardzo ciekawa, co brat powie na jej znalezisko.

      – Co takiego? – Wrócił do kuchni i oparł się o blat, czekając na nią. Wyglądał jak rodzic oczekujący, aż dziecko pokaże mu swoją zabawkę, lub coś w tym rodzaju. Cyntia nie zrażona, wyciągnęła do niego dłoń, na środku której spoczywał złoty pierścionek.

      – Znalazłam to w ogródku – oznajmiła, wręczając mu znalezisko.

      Brat z zaciekawieniem obracał pierścień w dłoni, przyglądając mu się. Z każdym kolejnym obrotem, jego oczy rozszerzały się coraz bardziej, a na ustach pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Wyglądał wręcz, jakby w tej jednej chwili ziściły się jego największe marzenia.

      – Wiesz, co to znaczy?! – niemal krzyknął z zachwytu, przykładając go sobie do oka, by móc dokładniej nasycić spojrzenie złotą błyskotką. Sprawiał przy tym wrażenie, jakby całkiem zapomniał o obecności Cynti.

Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz