31. Rozpoczęcie wędrówki

13 7 7
                                    

Wyszliśmy z naszego domku.

— Czas w końcu wyruszyć — powiedziałem.

— Tylko trzeba wyciągnąć mapę — rzekłem i otworzyłem torbę Alberta, po czym wyciągnąłem mapę.

Wziąłem jej górę w zęby.

— W tóym kernku mamy ić? — zapytałem Oliwie.

— Trzymasz ją do góry nogami — odrzekła Oliwia.

Położyłem mapę na ziemi i złapałem z drugiej strony.

— at epiej? — zapytałem.

— Tak — powiedziała Oliwia i pokazała łapą na mapę — jesteśmy tutaj.

— Czyli w stronę stolicy to w tamtą stronę — rzekła i pokazała na południe.

Położyłem mapę na ziemi i ją złożyłem, a następnie dałem do torby.

Poszliśmy w tamtym kierunku.

Po drodze zauważyliśmy, że niektórzy patrzą na nas. W pewnej części były to psice.

— Wyruszamy już w podróż — powiedziałem do nich.

— Do zobaczenia — odrzekła jedna z nich — wróćcie szybko.

„Raczej potrwa to trochę dłużej niż szybciej" — rzekłem w myślach.

Poszliśmy dalej i wyszliśmy z wioski.

— Chyba za szybko nie wrócimy — powiedział Albert — dojście do stolicy i zaaklimatyzowanie trochę zajmie.

— Będziemy mieli lokum w stolicy — odrzekła Oliwia — więc ten problem rozwiązany.

— Trudniej z drogą — rzekłem — mapa strony nie pokazała dokładnie odległości. Więc może to być nawet kilka dni.

— Na szczęście prawdopodobnie podczas drogi znajdziemy jakieś jagody lub owoce — dodałem — więc głód nasz nie dobije. Szczególnie że mamy jeszcze przynajmniej minimalne zapasy.

— Może będzie jakieś urozmaicenie niż tylko jabłka — powiedział Albert.

— Będziemy jeść tylko to, co będziemy mogli zidentyfikować jako nietrujące. Nie mamy tutaj weterynarzy — rzekłem — Poza tym jabłka są dobre.

— Lecz dlaczego je ciągle jedliśmy? — zapytał Albert.

— Kupowaliśmy je i mieliśmy ich stałą ilość — odpowiedziałem.

— Były najtańsze — odpowiedziała Oliwia.

Zaśmiałem się w duchu, to słysząc.

— Jedliśmy je tylko dlaczego, że były najtańsze? — zapytał trochę z wyrzutem Albert.

— Początkowe chciałam ograniczyć wydatki, by szybko zwrócić pieniądze Robertowi, a potem przyszliście wy — powiedziała Oliwia — I nadal to kontynuowałam, skoro wam nie przeszkadzało.

— Dobrze nam to zrobili — rzekła Alicja — w naszym świecie nie jedliśmy tak dużo jabłek.

— Nie da się zaprzeczyć — odrzekłem — jak dojdziemy do stolicy, to kupmy sobie coś droższego jako nagrodę po podróży.

— Mięso — powiedział Albert.

— Nie przesadzaj — rzekłem — nie jemy mięsa. Zakładając, że może się ono brać od podobnych nam zwierząt.

— Racja, przepraszam — odrzekł Albert — dałem się ponieść pragnieniom instynktu.

— Nic nie szkodzi — powiedziała Oliwia — akurat pod tym względem jesteś zwolniony z przeprosić, dopóki nie zrobisz czegoś złego.

Ta historia w której odrodziłem się jako LisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz