37. Lot próbny

10 2 1
                                    

Chodząc po mieście, zatrzymałem się i spojrzałem na pobliski nieduży budynek, który mijaliśmy.
— Może tam? — zapytałem i pokazałem ogonem w stronę budynku z szyldem „Usługi transportowe Rozlot i Przelot" — Sprawia wrażenie nietypowego.
— Chętnie — rzekła Alicja, po czym nasza grupa poszła w stronę tego budynku.
Gdy doszliśmy do niego, zobaczyliśmy, że jest otwarty.
Ostrożnie weszliśmy do środka.
W środku usłyszałem szelest skrzydeł.
Odwróciłem się w stronę dźwięku.
Zobaczyłem dużego czarnego ptaka.
— Witam klientów — powiedział ptak, patrząc na nas.
— Przyszliśmy po prostu zobaczyć, to się tu znajduje — odpowiedziałem — nie planujemy na razie podróży.
— Kim jesteś? — zapytała Oliwia.
— Nazywam się Bertram — odrzekł ptak — świadczę usługi transportowe.
— Nie wyglądasz na bardzo dużego — powiedziała Alicja — Jak ci się to udaje?
— Mam swoje sposoby — rzekł Bertram — i większość klientów raczej nie jest bardzo ciężka.
— Czegoś wam potrzeba z moich usług? — zapytał Bertram.
— Jak tak teraz myślę, to mógłbyś nas wznieść nad stolicę, byśmy zobaczyli tutejsze widoki? — odpowiedziała Oliwia — Oczywiście jeśli to nie problem.
— Nie problem — odrzekł Bertram — chodźcie na zewnątrz.
Poszliśmy za nim na zewnątrz.
— Ile to będzie kosztować? — zapytałem.
— Tym razem lot testowy za darmo — powiedział Bertram — Kto chce pierwszy?
Oliwia popchnęła mnie łapą do Bertrama.
Popatrzyłem na nią.
— No dobrze i tak jestem prawie najmniejszy — odrzekłem.
— Jak chcesz mnie unieść? — zapytałem Bertrama.
— Mam swoje sposoby — rzekł Bertram, po czym zaczął rosnąć.
Po chwili był wielkości średniego orła.
— To tłumaczy, czemu się za zabrałeś — powiedziała Alicja — Umiesz rosnąć.
— Tak, to sporo ułatwia — odrzekł Bertram, po czym poleciał i wrócił ze sporym koszykiem w szponach.
— Wskakuj — powiedział Bertram, a ja wszedłem do koszyka.
Koszyk był większy ode mnie, ale jak stanąłem na dwóch łapach, to byłem w stanie patrzeć na zewnątrz.
— Do zobaczenia za chwilę — rzekł Bertram, po czym się wznieśliśmy w powietrze.
Stopniowo zaczęliśmy się wznosić w powietrze i poczułem wiatr w sierści i w wibrysach.
Zobaczyłem miasto z powietrza.
— Ładny widok — powiedziałem, rozglądając się, lecz trzymając się w koszyku, by nie wypaść.
— Miasto się z roku na rok rozrasta i jest coraz piękniejsze z góry — rzekł Bertram.
Zacząłem patrzeć po mieście, by się zorientować w okolicy.
Po chwili od wiatru zaczęły mnie boleć uszy.
Schowałem się do koszyka i zasłoniłem uszy łapami.
— Uważaj na wiatr — powiedział Bertram — twojemu rodzajowi może mocno wiać w uszy.
— Zauważyłem — odrzekłem — ale poradzę sobie.
Przesunąłem lekko uszy i wyjrzałam ponownie z koszyka.
Zobaczyłem zachodzące słońce w oddali.
— Czas już wrócić na ziemie — rzekł Bertram, po czym skierowaliśmy się ponownie na dół.
Gdy koszyk wrócił na poziom gruntu, wyskoczyłem z niego.
— Niezapomniane wrażenia i uczucie — powiedziałem do pozostałych — ale za niedługo zacznie się ściemniać.
— Kto następny? — zapytał Bertram.
— Sylwiusz — odpowiedziała Oliwia i popchnęła Sylwiusza w stronę koszyka, a on wszedł do środka.
— Miłej przejażdżki — powiedziałem, a Bertram wzbił się w powietrze razem z koszykiem z Sylwiuszem.
— To bardziej lot balonem czy kolejka górska? — zapytała Oliwia.
— Kolejka powietrzna — odpowiedziałem — lecz koszyk jest dość stabilny.
— Chociaż uszy mnie trochę bolały od wiatru — dodałem — ale oprócz tego było przyjemnie.
— Ciekawe czy ja się zmieszczę — rzekła Oliwia.
— Na pewno — odrzekłem — koszyk jest duży i wilk na pewno się również zmieści.
Po paru minutach Bertram wrócił, z zadowolonym Sylwiuszem.
— Zaczyna się coraz bardziej ściemniać — rzekł Bertram — jeszcze dwa kursy i będzie już całkowicie ciemno.
— Więc teraz może ja, a potem wspólnie pozostali — powiedziała Oliwia — sama jestem za ciężka i za duża, by z resztą polecieć.
Następnie Oliwia weszła do koszyka, a Bertram się z nią wzniósł.
— Jak się podobał lot? — zapytałem Sylwiusza.
— Bardzo — rzekł Sylwiusz, a jego ogon radośnie merdał — Piękne widoki są z góry.
— W ogóle zmieścimy się w trójkę w koszyku? — zapytał Albert.
— W koszyku jest dużo miejsca i Bertram jest dość silny — odpowiedziałem.
Po chwili Bertram wrócił z Oliwią.
— Czas na ostatni przelot — rzekł Bertram — chociaż jest już prawie całkowicie ciemno.
— W takim niech reszta wejdzie i jak wrócą, to już będziemy szli spać — odrzekłem.
Albert, Alicja i Ludwik weszli do koszyka.
— Jak się podobała przejażdżka? — zapytałem Oliwie.
— Bardzo — odpowiedziała Oliwia — poczułam wiatr w sierści i widziałam piękny widok.
— Chociaż widziałam, że Bertram się trochę męczy moim ciężarem — dodała — mam nadzieję, że nic sobie nie zrobił.
— Na pewno będzie z nim dobrze — rzekłem — chociaż to pewnie był jeden z razy gdy trzymał kogoś cięższego od psów i innych zwierząt.
— Ciekawe czy spotkamy tutaj jakieś gatunki, które się różnią od tych, które widzieliśmy u nas — powiedziała Oliwia.
— Rośliny nowe już widzieliśmy, więc może i gatunki zwierząt się znajdą nowe — odrzekłem.
Bertram po chwili wrócił z resztą.
— Dziękujemy za lot — rzekłem i się lekko ukłoniłem.
— Nie ma za co — powiedział Bertram — to i tak nie był dla mnie problem.
— Do zobaczenia w przyszłości gdy przyjdziemy do ciebie, by skorzystać płatnie z twoich usług — odrzekłem i się spróbowałem uśmiechnąć.
Następnie skierowaliśmy się w stronę gildii, byśmy poszli spać.
— Do zobaczenia — rzekł Bertram i pomachał nam.
— Jak się podobało? — zapytałem ostatnią grupę, która leciała.
— Fantastyczne uczucie — odpowiedziała Alicja — pierwszy raz poczułam wiatr w sierści.
— Nasze nowe życie ma coraz więcej plusów — powiedziałem żartobliwie.
— Dlaczego nowe życie? — zapytał Sylwiusz.
— Bo zaczynamy tutaj nowe życie — odrzekła Oliwia — nowi ludzie, nowe miejsca.
— I nie wiem, czy wrócimy tam, skąd pochodzimy — dodała Oliwia.
Idąc ciemną drogą, byłem chyba tym który najlepiej się orientuję po ciemku.
Przechodząc, zobaczyliśmy najprawdopodobniej nocne widowisko miasta.
Dwie pary psów i kotów tańczących na rynku. Cała dwójka miała świecące futro, które było doskonale widać pod osłoną nocy.
— Co to? — zapytał Ludwik.
— Wygląda mi to na występ nocny — odpowiedziałem.
— Piękny — rzekła Oliwia — widać, że sporo ćwiczyli choreografie.
Koty i psy przeskakiwały jedne z drugimi, a ich futra wręcz pozostawiały świetlne smugi w mroku nocy.
Oglądaliśmy występ z tyłu tłumu przez dobre paręnaście minut, aż artyści skończyli i się ukłonili.
— Dziękuję wszystkim za bycie naszą publicznością w tę piękną noc — powiedziała kotka z kociej pary.
— I do zobaczenia w następną — dodała psica z psiej pary, a następnie cała czwórka uciekła i ich futro zgasło.
— Kim oni byli? — zapytała Oliwia jednego z psów z publiczności.
— Artyści, codziennie urozmaicają noc w różnych miejscach w mieście, po czym odchodzą — odpowiedział pies — a następnie znikają w mroku nocy. Nigdy nie wiadomo gdzie będą następnym razem.
Publiczność się rozeszła i droga znowu była pusta.
— Chyba czas pójść w końcu spać — rzekłem i ziewnąłem — nawet jeśli lisy to nocne stworzenia.
— Racja — odrzekła Oliwia, po czym poszliśmy dalej.
Dochodzimy do gildii i weszliśmy do środka.
— Jak się podoba stolica? — zapytała kotka w recepcji.
— Piękna, ale tak zwiedzaliśmy, że jesteśmy zmęczeni — odpowiedziałem.
— W takim razie dobranoc — rzekła kotka — do zobaczenia jutro. Jutro będę mieć dla was zadanie od szefa.
— Zadanie od szefa? — zapytał Albert — Jakie zadanie?
— Jutro się dowiecie — powiedziała kotka.
— W takim razie dobranoc — powiedziałem, po czym poszliśmy do pomieszczenia sypialnego.
— Dobranoc wszystkim — powiedziałem gdy już wszyscy się położyliśmy — Kolorowych snów.
Następnie zasnęliśmy, by być wypoczęci do wykonania zadania.

Ta historia w której odrodziłem się jako LisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz