36. Spotkanie z mieszkańcem stolicy

10 2 1
                                    

Idąc główną drogą z przeciwnej strony rynku, tym razem widzieliśmy punkty kultury stolicy.
— Ciekawe czy tutaj również mają muzea lub biblioteki — powiedziała Oliwia.
— A co? Chcesz dowiedzieć się trochę o historii stolicy? — zapytałem żartobliwie.
— Tak, chciałabym zobaczyć jak to kiedyś wyglądało — odpowiedziała Oliwia — jak wyglądała, zanim była stolicą, a jeszcze małą wioską lub miasteczkiem.
— Olipes od zawsze był stolicą — odrzekł jakiś głos za nami.
Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy brązowego szopa.
— Olipes powstał na początku naszego kraju i od niego w resztę kraju szła ludność — dodał szop.
— Tak właściwie skąd się tutaj wzięliście? — zapytał szop — Co sprowadziło waszą dość nietypową grupkę do stolicy?
— Trzeci raz dziś odpowiadamy na tego typu pytania — powiedziałem — Podróżujemy i przybyliśmy odwiedzić znajomego w stolicy.
— Dlaczego jesteśmy aż tak nietypową grupką? — zapytała Oliwia.
— Wasz kolega aż tak się nie wyróżnia — rzekł szop i wskazał na Sylwiusza — ale wasza dwójka już trochę.
— Lisy z wyjątkiem rodziny Vulpes nie mieszkają w naszym kraju, a wilki nie podróżują same bez watahy, a szczególnie z innymi osobnikami niż ich gatunek — dodał — dlatego się wyróżniacie trochę.
— Oprócz nas przyszliśmy z jeszcze trójką znajomych — powiedziałem — rozdzieliśmy się, by pozwiedzać stolicę i teraz poszliśmy ich poszukać.
— Również się tak wyróżniają jak wy? — zapytał szop.
— Tak, to kojot, szakal i pies dingo — odpowiedziałem.
— Dość nietypowa gromadka — rzekł szop — co doprowadziło, że taka mieszanina podróżuje razem?
— Zaprzyjaźniliśmy się dawno i daleko stąd, więc podróżujemy wspólnie — odrzekłem — Tak po prostu. Chcemy przeżyć przygodę i zwiedzić świat.
— Interesujące — powiedział szop — mogę pójść z wami ich poznać?
— Tak, oczywiście — odpowiedziała Oliwia — chętnie was sobie przedstawimy.
Szop poszedł za nami.
Idąc dalej, zobaczyliśmy naszych przyjaciół i jakiegoś psa szczekającego na nich.
Pies popatrzył na szopa za nami.
— Spotkałem intruzów, szefie — rzekł pies do szopa — mogą być niebezpieczni.
— To nie intruzi — powiedział szop — to podróżnicy.
— Są z nami — dodałem — jesteśmy dość nietypową grupą, ale nie jesteśmy niebezpieczni.
Pies popatrzył na nas i się uspokoił.
Razem z szopem podeszliśmy do nich.
— Jak wam poszło zwiedzanie stolicy? — zapytałem Alicję.
— On nas zatrzymał i nie poszliśmy za daleko — rzekła Alicja — od tego momentu tu byliśmy.
Szop popatrzył na psa.
— Nie zatrzymuj wszystkich, którzy są z nietypowych gatunków jeśli nie masz powodów lub dowodów — powiedział szop — To już któryś raz jak tak robisz.
— Dobrze, szefie — odrzekł pies.
— Chętnie was poznam bliżej, chodźmy coś zjeść — rzekł szop, po czym naszą grupką poszliśmy za nim.
Doszliśmy do restauracji i weszliśmy do środka. Zajęliśmy miejsca, ja jak zwykle jako jedyny na podwyższeniu. Podszedł do nas kelner pies.
— Co państwu podać? — zapytał kelner.
— Sześć nadziewanych Rubrocagn — powiedział szop.
— Chcecie coś do picia? — zapytał nas szop.
— Nie, dziękujemy — odpowiedziała Oliwia za nas wszystkich.
Zdałem sobie sprawę, że w tym świecie jeszcze nigdy nie piliśmy. Z drugiej strony jabłka są w większości z wody i to mogło być wytłumaczenie.
Kelner odszedł.
— Wasi koledzy opowiedzieli mi trochę o was, ale chętnie posłucham również o was od was samych podczas czekania na posiłek — rzekł szop — na przykład możecie mi opowiedzieć, skąd pochodzicie, gdzie się wychowaliście i co przeżyliście podczas waszej podróży? Na pewno mieliście dużo przygód, zanim przybyliście do stolicy.
Jakie miejsca odwiedziliście i co was tam najbardziej zachwyciło? Widzieliście może jakiś z Mirabundi naszego kraju?
Czy spotkaliście podczas podróży jakieś mitologiczne istoty lub doświadczyliście niezwykłych sytuacji?
— Ja będę mówić — odrzekła Alicja — Ludwig ma częściową amnezję, a Albert jest trochę nieśmiały.
— Pochodzimy z bardzo daleka i wychowaliśmy się razem, podczas podróży mieliśmy różne przyrody, na przykład uratowaliśmy Sylwiusza przed wilkami.
Odwiedziliśmy różne miejsca, ale jeszcze nie mieliśmy czasu zwiedzać.
Pod względem niezwykłych sytuacji nasza podróż była dosyć spokojna.
Kelner przyniósł w zębach koszyk z sześcioma dużymi czerwonymi warzywami z nadzieniem i położył go na stole.
— Smacznego — powiedział kelner i odszedł.
— Częstujcie się — rzekł szop — smacznego.
Wzięliśmy po jednym.
Powąchałem i wyczułem nieznany mi słony zapach.
— Słone — odrzekłem.
— Masz dobry węch — powiedział szop.
— Dziękuje — rzekłem i zaczęliśmy jeść.
Ludwig trochę niepewnie wziął gryza z powodu, że to był jego pierwszy normalniejszy posiłek w takim miejscu.
Jedząc, czułem kolejny nowy smak, nawet mi posmakował.
Po chwili skończyliśmy jeść.
— Dziękujemy — powiedziała Oliwia.
— Przepraszam za mojego podwładnego — rzekł szop do Alicji, Alberta i Ludwiga.
— Pozwólcie, że się przedstawię. Nazywam się Borysław i jestem kapitanem straży — przedstawił się szop — pracuje w ratuszu, nie licząc wychodzenia na patrolu.
— Ja jestem Dawid — odrzekłem, po czym przedstawiła się reszta naszej grupy.
— Pracujesz w ratuszu? — zapytała Alicja — To na pewno odpowiedzialna praca.
— Tak, mam pod sobą trochę osób — odpowiedział Borysław — ale również nade mną.
— Tak właściwie od dawna jesteście w stolicy? — zapytał Borysław — Jeśli tak to dziwne, że was wcześniej nie zauważyłem.
— Dopiero przybyliśmy — rzekłem — To nasze pierwsze kroki w stolicy.
— Macie jakąś roboty na oku? — zapytał Borysław — U nas w stolicy większość jest rezerwowana przez gildie, mało jest wolnych strzelców.
— Dołączyliśmy do jednej gildii — powiedziałem — póki co nie zajmowaliśmy się pracą. Ale w swoim czasie się zajmiemy.
— Do jakiej dołączyliście? — zapytał Borysław — Jest kilka odpowiednich dla wolnych osób takich jak wy. Znam również kilku założycieli, więc mogę wam trochę powiedzieć o niej jeśli znam.
W tym momencie podrapałbym się po głowie, ale aktualnie niezbyt mam przeciwstawne palce, by tego dokonać, a podrapanie tylną łapą kulturalne by nie było.
— Nie znamy dokładnie nazwy, byliśmy tam przez chwilkę — odpowiedziała Oliwia — Gildia Eugeniusza.
— To dobra gildia — rzekł Borysław — Powodzenia w niej.
— Są w niej dobre osoby, które wam pomogą się zaaklimatyzować tutaj — dodał Borysław.
Przyszedł kelner, a Borysław wyjął kilka aurummusów i podał mu je.
Kelner podziękował i odszedł.
— Jeśli chcecie, możecie teraz pójść pozwiedzać stolicę — powiedział Borysław — Już nikt nie powinien was zatrzymywać, a stolica jest piękna. Zwłaszcza niektóre miejsca, szczególnie pod osłoną wieczoru.
— Na pewno to zrobimy — rzekłem i zszedłem z podwyższenia, a reszta również wstała.
— I jeśli będziecie czegoś potrzebować, to chętnie wam pomogę — odrzekł Borysław.
— Dziękujemy — powiedziała Oliwia, po czym wyszliśmy z restauracji.
— Co teraz chcecie robić? — zapytałem grupę Alicji.
— Skoro jesteśmy wolni i nikt nam nie będzie przeszkadzać, to może przejdźmy się przed nocą — odpowiedziała Alicja.
— Dobry pomysł — powiedziałem — nasza trójka również chętnie zwiedzi tę część miasta.
— I opowiemy, co się nam przydarzyło w tamtej części — dodałem.
Poszliśmy w tę stronę miasta.

Ta historia w której odrodziłem się jako LisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz