4

7.7K 254 50
                                    

Gdy tylko zakończyła się ceremonia szybko wstałam ze swojego miejsca i czym prędzej udałam się do wyjścia z polany. Za mną ruszyły mama i ciocia a za nimi tata i wujek. Wiedzieli co się stało widzieli moje oczy, tak samo jak wszyscy goście wiedzieli że Beta odnalazł swoją mate, każdy patrzył na niego w momencie gdy jego oczy zmieniły kolor. Nie zdążył zejść z podestu a ja już byłam przy samochodzie, rodzice wiedzieli że nie byłam gotowa na rozmowę z nim, dlatego nie zatrzymywali mnie tylko oddali mi kluczyki do auta i wyjaśnili że wujek ich później odwiezie.
Ciocia Abby natomiast była nie ugięta.

-Słoneczko porozmawiaj z nim chociaż- od ponad pięciu minut próbowała mnie tu zatrzymać, a dla mnie liczył się czas, on w każdej chwili mógł mnie znaleźć

-Nie mogę, nie teraz, muszę ochłonąć- tłumaczyłam poraz kolejny

-On może poczuć się odrzucony- ciocia nie odpuszczała

-Porozmawiam z nim gdy będę gotowa- zakończyłam tą bezsensowną dyskusję i odjechałam w stronę domu 

Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam na czacie grupowym do Madi i Simona.

-Co się dzieje Lav, nie mogę cię znaleźć?- zaczęła od razu Madi

-Madi ma rację, nigdzie cię nie ma- dodał Simon

-Kod czerwony, właśnie jadę do domu, nie jestem gotowa z nim rozmawiać- zakomunikowałam nadprzyrodzonym

-O japierdole znalazłaś przeznaczonego- stwierdził Simon

-To wampir czy wilkołak?- zapytała podekscytowana dziewczyna

-Wilkołak

-Czekaj czekaj, Becie podczas ceremonii oczy zmieniły kolor na wiśniowy- Simon połączył fakty

-Lav gadaj tu nam ale już, czy to jest Beta?- Madi chciała się upewnić, nigdy nie wyciągała pochodnych wniosków

-Tak to on- powiedziałam od niechcenia

-Wiesz że nie możesz się wiecznie ukrywać? Nie widzę go nigdzie, tak samo jak nowego Alfy, poprzednia Luna rozmawia z twoją ciocią-  zakomunikował mi Simon

-Muszę ochłonąć- powiedziałam i się rozłączyłam ponieważ już parkowałam przed domem

Pospiesznie zgasiłam auto  i udałam się do domu. Usiadłam w salonie starając się nie zniszczyć stylizacji ani makijażu, była możliwość że jeszcze dzisiaj z nim porozmawiam. O tyle dobrze że nie będę musiała nigdzie daleko wyjeżdżać, ciocia wspominała coś o tym że to porządny chłopak. A co jeżeli zaraz po ceremonii zamknął się spowrotem w swoim pokoju w domu głównym i nie chcę mnie widzieć ma oczy? Musiałam się jakoś uspokoić bo ucieczka stamtąd była już i tak wystarczająco ryzykownym pomysłem. Odszukałam słuchawki i puściłam coś co mnie bardzo skutecznie uspokaja, pianino. Nie wiem dlaczego ale miało na mnie niewyobrażalny wpływ, potrafiłam się bardzo szybko przy nim wyciszyć lecz sama nie umiałam grać. Po jakiś pięciu minutach byłam już zupełnie spokojna i zdolna do podejmowania rozsądnych decyzji. Wtedy usłyszałam dzwonek telefonu, mama.

-Halo?- odebrałam

-Córeczko wszystko dobrze?-zapytała

-Tak, uspokoiłam się, a jak sytuacja z Betą?

-Szukał cię, ciocia miała rację to na prawdę dobry chłopak. Tata mu powiedział, że nie jesteś gotowa na rozmowę z nim. Zaakceptował to, siedzi teraz przy stoliku z spuszczoną głową- poczułam się winna

-A ludzie się czegoś domyślili?- zapytałam

-Dziwne się na niego patrzą, po tym co widzieli na scenie powinien siedzieć teraz ze swoją przeznaczoną- poczułam wyrzuty sumienia

-Wrócę tam, nie chcę żeby czuł się upokorzony przez mój egoizm

-Nie musisz córeczko, dobrze wiesz że możesz wszystko robić w swoim czasie

-Jestem gotowa mamo

-Dobrze w takim razie czekamy

-Tylko nie mówcie mu nic

-Spokojnie o to się nie martw- zakończyłam połączenie

Musiałam tam wrócić. Byłam gotowa. Stanęłam przed lustrem w korytarzu sprawdzając swój wygląd, gdy upewniłam się że wszystko jest w porządku udałam się do samochodu. Droga minęła mi szybko, znów poczułam zdenerwowanie lecz wiedziałam że nie mogę odwalekać tego w nieskończoność. Ruszyłam niepewnym krokiem w stronę polany, przy wejściu spotkałam nową Lunę.

-Witaj Luno- pochyliłam głowę w geście szacunku

-Witaj Lavender, proszę nie bój się, to dobry chłopak, nie odtrącaj go- wiedziałam że mówiła o moim mate

-Właśnie mam zamiar do niego iść, zrozumiałam że nie mogę odwlekać tego w nieskończoność- odpowiedziałam grzecznie

-To dobrze, na pewno się dogadacie

Ruszyłam dalej kierując się w stronę konkretnego stolika, siedział sam. Większość zgromadzonych zaczęła zabawę i przestali zwracać na niego uwagę. Zauważyłam mamę i ciocię, obie się uśmiechały i pokiwały głową na tak. Dodawały mi otuchy nawet jeżeli nie były centralnie obok mnie. Szłam już pewniejszym krokiem, głowę miał spuszczoną przez co mnie nie widział lecz chyba mnie wyczuł ponieważ poruszył się niespokojnie.
Dotarłam do odpowiedniego stolika i nie do końca wiedziałam co zrobić, usiadłam na krześle obok niego i chwyciłam jego dłoń która leżała na stole, uniósł na mnie swój wzrok.

-Hej- zaczęłam niepewnie

-Witaj promyczku- uśmiechnął się -Jak masz na imię?- zapytał

-Lavender

-W takim razie witaj Lavender, ja jestem Miles, co ty na to żeby przenieść się w jakieś spokojniejsze miejsce do rozmowy gdzie nie będzie tyle wścibskich osób gapiących się na nas

-Z miłą chęcią.

Miles wstał i podał mi rękę, niepewnie ją chwyciłam i zaczęłam podążać za przeznaczonym. Kierowaliśmy się do domu głównego więc zgadywałam że idziemy do jego pokoju. Skierowaliśmy się na najwyższe piętro, chłopak otworzył drzwi do jednego z pokoi i przepuścił mnie pierwszą.

__________
Znamy imię naszego tajemniczego Bety, jak wam się podoba?
Do zobaczenia
mjbooks

Obcy BetaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz