chapter XVI

20 3 1
                                    

Luke pov

-Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie- ugh, te kilka słów, które wypowiedziała Su odbijały się echem w mojej głowie od kilku dobrych godzin tym samym nie dając mi spokojnie zasnąć.

Cholera, nie chcę być jej przyjacielem! Chcę być kimś więcej. Chcę całować jej świetne usta kiedy tylko zechcę, chcę ją przytulać, nosić na rękach, rozmawiać, śmiać się, spędzać z nią cały wolny czas.

-Boże, co ona ze mną zrobiła?- Wkurzony zwlokłem swoje ciało z łóżka, wciągnąłem na siebie spodnie i bluzę, wziąłem do ręki kluczyki i wyszedłem z domu.

Przejeżdżałem pustymi uliczkami Seattle raz na jakiś czas mijając jakiegoś bezdomnego lub nastolatków wracających z imprezy. Tak naprawdę nie wiedziałem, gdzie jechać, ponieważ Sky była z przyjaciółkami na jakimś babskim wieczorku czy cokolwiek, a Cal, Ash i Miki poszli na imprezę i zapewne leżą gdzieś napieprzeni jak cholera.

Nie wiem jak to się stało, ale po kilkunastu minutach zatrzymałem samochód pod domem Susan. Wszędzie było ciemno, ale dostrzegłem małe światełko wydobywające się z pokoju dziewczyny. Już miałem wyjść z samochodu, gdy dostałem wiadomość.

Hannah:
Hej Luke, tu Hannah. Proszę, przyjedź i pomóż mi ogarnąć Ash'a i Caluma.
Jesteśmy w tym klubie na Avea street. xo

Przewróciłem oczami, bo cholera, ta dziewczyna zawsze się przedstawia nawet jak pisze głupiego sms'a. Chyba jeszcze nie do końca ogarnęła wszystkie funkcje telefonu...

Do:Hannah
Już jadę.

Rzuciłem niedbale telefon na siedzenie i ruszyłem pod wskazany adres. Dotarcie do klubu nie zajęło mi dużo czasu jednak znalezienie tych dwóch matołów wręcz przeciwnie.

-Hej, gdzie oni są?- zapytałem blondynki, która zrezygnowana siedziała na murku przed wejściem do klubu.

-Stwierdzili, że jeszcze im mało i wrócili do środka, a ja tu kurde zamarzam- powiedziała łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.

-Pójdę ich poszukać, zaczekaj w samochodzie- rzuciłem jej kluczyki i nie czekając na odpowiedź ruszyłem do środka.

Zaraz po przekroczeniu progu uderzyła we mnie fala gorącego powietrza i mega głośna muzyka, do której prawdę mówiąc nikt na trzeźwo by się nie bawił. Ruszyłem wąskim, oświetlonym zaledwie kilkoma neonowymi lampami korytarzem, co chwilę mijając obściskujące się pary. Gdy dotarłem do środka przeraziłem się widząc tysiące ludzi.

-No to czeka mnie zabawa w chowanego, poziom hard- pomyślałem wciskając się w tłum ludzi, którzy tańczyli. Chociaż nie, tego nie można było nazwać tańcem. To było coś w rodzaju "suchego seksu".

Bywaliśmy w tym klubie dosyć często, więc znałem jego każdy zakamarek i wiedziałem, gdzie najszybciej znajdę dwójkę tych niedojebów. Ruszyłem w stronę baru i kilka metrów od niego na czerwonej, skórzanej sofie zobaczyłem uderzającego dłońmi w stolik Irwina. Wyglądał jak kretyn, ale trzeba mu przyznać, że nawet pijany miał zajebiste wyczucie rytmu.

-Ej, stary kurde śpiewaj koncert jest!- krzyknął nie przerywając uderzeń.

-Jaki koncert?- zapytałem totalnie nie wiedząc o co mu chodzi.

-Patrz na tych ludzi, oni tu przyszli...przyszli na nasz koncert, śpiewaj bo pójdą- walnąłem sobie facepalm'a słysząc głupoty Irwina.

-Stary to nie koncert tylko za dużo tequili w Twoim małym móżdżku- dodałem, ale i tak zignorował moje gadanie ciągle uderzając o blat.

Rebellious TeenagerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz