20. Płacząca Wierzbo, nie roń już łez

393 8 0
                                    


Weeping willow with your tears running down,
why do you always weep and frown?
is it because he left you one day?
is it because he couldnt not stay?
on your branches he would swing,
do you love the happiness that he would bring?
he found shelter in your shade,
we thought his laughter would never fade

Weeping willow stop your tears,
there is something to calm your fears,
you think death as you do forever part,
but i know he'll always be in your heart

fragment wiersza z filmu ,,My girl"

Marmurowe popiersie Michała Archanioła mokło w lejącym się z nieba deszczu.

Większość ludzi zgromadziła się już wewnątrz małej kapliczki, oczekując na rozpoczęcie ceremonii pogrzebowej. Aurelia przyglądała się im z daleka, nie będąc w stanie przekroczyć bram kościoła.

Woda ciekła z trzymanego przez nią parasola. Gdzieś w górze błysnęło.

- Już czas. - ubrana na czarno Charlotta położyła jej dłoń na ramieniu. - Musimy wejść, inaczej nie zdążymy zająć miejsc.

Przyjechały dziś rano z Londynu do wsi, w której mieszkał profesor Digory. Większość Pevensie'ich była tu pochowana, w tym ojciec czwórki rodzeństwa, który poległ na wojnie wewnątrz Europy, ale rodzinie jakimś cudem udało się przenieść jego ciało w to miejsce.

- Chodź. - rudowłosa chwyciła ją pod rękę, widząc, że jej kuzynka ani drgnie. - Uwierz mi, będziesz żałować, jeśli się nie pożegnasz.

Aurelia skinęła niemrawo głową i pozwoliła poprowadzić się do wnętrza kapliczki.

Pomieszczenie było małe, więc w środku panował wyjątkowy ścisk. Blondynka dostrzegła stojącą w pierwszym rzędzie Zuzannę, trzymającą za rękę jakąś zapłakaną kobietę. Zapewne była to jej matka.

Zakłopotana dziewczyna spuściła wzrok.

- Chcesz go zobaczyć... ostatni raz? - szepnęła do niej Charlotta.

Tak, oczywiście.

Nie, za żadne skarby.

Bellflower miała wrażenie, że jej nogi są jak z waty. Szła środkiem kościoła, mocno ściskając kuzynkę za rękę.

Gdzieś z przodu przed nią majaczyła się otwarta trumna, a do jej nozdrzy dobiegał nieprzyjemny zapach kwiatów. Tak samo pachniało przy zakładzie pogrzebowym, obok którego kiedyś mieszkała.

Kiedy zbliżyła się do ołtarza, przy którym spoczywało jego ciało, zatrzymała się. Czuła, jak grunt usuwa jej się pod nogami.

Ubrany w prosty czarny garnitur i blady jak śnieg chłopak wyglądał tak, jakby spał.

Aurelia próbowała zaczerpnąć powietrza, ale było to bardzo trudne. Nagle płuca odmówiły jej posłuszeństwa.

- Uważaj. - Charlotta przytrzymała ją, ratując przed upadkiem.

Chciała coś powiedzieć. Chciała się pożegnać, zapłakać, pomodlić, cokolwiek... Nie była w stanie.

,,O słońca świcie..." Edmund Pevensie x female oc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz