Drzwi otworzyły się z głośnym łoskotem. Wystraszona Aurelia prawie spadła z materaca.W półmroku pomieszczenia dostrzegła bladą sylwetkę króla. Odetchnęła z ulgą, choć zganiła się w myślach za to, że zapomniała przed snem zamknąć drzwi.
- Musisz odejść.
Z początku słowa władcy nie do końca do niej docierały. Pomyślała nawet, że może się przesłyszała.
On jednak powtórzył je bardzo wyraźnie:
- Musisz odejść z zamku.
Dziewczyna chwyciła stojący na stoliku świecznik i zapaliła go pośpiesznie. W płomieniu ognia twarz Edmunda wydawała się dziwnie nieruchoma i bez wyrazu.
,,Co się stało?" - miała ochotę krzyczeć, ale przecież nie potrafiła mówić.
Spoglądała więc tylko na niego wyczekująco, licząc, że sam jej to wyjaśni.
Król odwrócił od niej wzrok, krzywiąc się.
- Oboje wiedzieliśmy, że ten dzień musi w końcu nadejść. - rzekł, gapiąc się na jeden z obrazów, które namalowała. Przedstawiał złocistą plażę i morze, bardzo podobne do tego które widziała za oknem.
Dziewczyna cofnęła się o krok, marszcząc brwi.
- Chyba nie sądziłaś, że będziesz mogła zostać tu na zawsze? - parsknął Sprawiedliwy, widząc, że sens jego słów wcale do niej nie dociera.
Blondynka rozchyliła wargi, jakby chciała coś powiedzieć, a potem je zamknęła. Ach, więc powodem jego zachowania nie było jakieś zbliżające się zagrożenie... tylko niechęć.
- Nie ma tu dla Ciebie miejsca. - rzekł chłodno, zupełnie jak nie on. - Już i tak nadużyłaś mojej gościnności.
Każde słowo raniło ją niczym sztylet. Prawie się uśmiechnęła.
,,Znowu mi to zrobiłeś." - pomyślała. - ,,Młody czy stary Edmund... zawsze kończy się tak samo."
Szkoda, że nie miała dokąd odejść. W jej oczach zebrały się łzy.
- Przestań! - krzyknął, chwytając ją za ramiona. - Przestań patrzeć na mnie jak na potwora!
W jego czekoladowych tęczówkach dostrzegła szaleństwo. Nigdy taki nie był.
On sam też siebie nie poznawał.
- Myślisz, że tego chce? - warknął, patrząc na nią z nieomal obrzydzeniem, jakby to była jej wina.
Jego palce zbyt mocno wbijały się w jej skórę. Wyrwała mu się.
W tym momencie Edmund chwycił stojąca nieopodal sztalugę i rzucił nią o ścianę. Przedmiot roztrzaskał się o konstrukcję zegara. Drzazgi rozprysły się po pomieszczeniu.
Aurelia cofnęła się chwiejnie w tył. Powinna była uciekać. Powinna była zamienić się w łabędzia i zwiać przez to okno zanim nie będzie za późno.
Jednak Bellflower już kiedyś była świadkiem takiego wybuchu. Podeszła do niego ostrożnie i przyłożyła dłoń do jego policzka.
CZYTASZ
,,O słońca świcie..." Edmund Pevensie x female oc
FanfictionAurelia marzy, by zostać aktorką. O tym, że tuż obok istnieje drugi, bardziej baśniowy świat nie ma bladego pojęcia. Nie to co dziwny, czarnowłosy chłopak, który z jakiegoś powodu przesiaduje na wszystkich próbach do jej nowego spektaklu. Edmund nat...