List Miłosny III

241 4 0
                                    

1 maja 1943r

Droga Aurelio,

Świat oszalał, a jedyną rzeczą, jaka utrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach jest pisanie z Tobą.

Te oficjalne, na które odpowiadasz. I to drugie, którego nigdy Ci nie pokaże.

No chyba, że pewnego dnia jakimś cudem weźmiemy ślub. Ponownie.

Wtedy się zastanowię i może dam Ci te listy, żeby się przed kimś wyspowiadać ze swojego wariactwa. Może Cię rozśmieszy, jaki byłem pokręcony. A może uznasz, że to romantyczne.

No w każdym razie ostatnio wszystko mnie przytłacza. Mama napisała, że nie da rady wrócić na nasze zakończenie szkoły.

Dlaczego z resztą miałaby, skoro nie wróciła na maturę Piotrka i Zuzy? Nie wiem, na co liczyłem. Że te obietnice, że niedługo się spotkamy są czymś więcej niż pustym pocieszeniem?

Wygodnie jest jej pewnie w tych Stanach. Nie musi myśleć o tym, co się dzieje w ojczyźnie. Może spokojnie pracować i przesyłać nam pieniądze.

Przecież nie jest złą matką. Dzięki niej mamy, co jeść.

Dlaczego jednak nie zabrała nas ze sobą? Wiem, że Twoja też uciekła. Zostawiła Cię z ojcem w chwili, kiedy doszło do tragedii.

Może nie miała już siły być mamą po tym, co się stało z Christopherem. Może moją też to przerosło.

Ech, mam naprawdę serdecznie tego wszystkiego dosyć. I nie mówię już tylko o tym, że cztery lata temu zostaliśmy wrzuceni do zupełnie innej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której trzeba liczyć się z tym, że strach jest naszym nierozłącznym towarzyszem.

Każdy krok, każdy niewłaściwy ruch możemy przepłacić życiem. Swoim lub naszych bliskich.

Nie chce się też nad sobą użalać, bo wiem, że są państwa, w których sytuacja wygląda dużo gorzej. Czasem myślę, że mamy szczęście, mieszkając na tej cholernej wyspie.

Gdy patrzę na to z tej perspektywy, jestem wdzięczny za możliwość edukacji... Ale tak bardzo nie potrafię z niej korzystać.

W głowie mi huczy i chociaż chciałbym napisać jak najlepiej te egzaminy to coś czuję, że je zawalę. Nie sądzę, abym z moimi wynikami dostał się na Prawo czy na Zarządzanie jak planowałem.

Dlatego najlepszym wyjściem dla mnie byłoby wyruszyć do walki. Wreszcie mógłbym pozwolić, aby chaos wypełniający moje wnętrze odnalazł jakiś upust.

Może w Narnii to ja byłem tym spokojniejszym królem, ale tutaj... Niech Piotrek zostanie lekarzem i ratuje ludzkie życia, jak przystało na złotego chłopca. Ja wolałbym poświecić swoje własne dla innych.

Ech i właśnie to jest kolejny z powodów, dla których nie mogę wysłać Ci tego listu. Wiem, jakbyś zareagowała. Wyczułem to w twojej odpowiedzi na moją ostatnią wzmiankę o wojsku.

Wiem, że się boisz, Aurelio. Ale nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym móc dołożyć własną cegiełkę, do tego byś już nigdy nie musiała się bać.

Mogłabyś powiedzieć, co Ci z tego skoro mogę zginąć? Bardziej przydałbym się żywy.

Tylko ja nie wiem, jak mógłbym się inaczej przydać. Ręce mnie świerzbią do walki. Nogi chcą uciec stąd, z tego świata i z tej cholernie trudniej rzeczywistości.

Jak mogę siedzieć na tyłku i udawać, że wszystko jest w porządku, gdy giną niewinni ludzie? Jak mogę siedzieć bezczynnie, gdy dzieje się tyle zła?

Chciałbym, żeby coś trzymało mnie przed wyruszeniem. Ale nic mnie nie trzyma.

Łucja jest już prawie dorosła, nie potrzebuje mojej opieki. Piotrek i Zuza mają swoje życie, a matka ma nas gdzieś.

Zostałaś mi tylko ty. I jakaś mglista nadzieja, że może dasz nam kolejną szansę. Chociaż wiem, że to prawie niemożliwe.

Wyraziłaś się jasno. A ja dalej liczę, że kiedyś zmienisz zdanie.

Chciałbym, żebyś zabiła we mnie tę nadzieję, Aurelio.

Chciałbym znów potrafić patrzeć na inne dziewczyny... Chciałbym chcieć się ponownie zakochać.

Ale nie chcę.

Wolałbym umrzeć niż patrzeć jak wychodzisz za mąż za kogoś innego.

Myśl, że przysięgasz miłość i wierność do grobowej deski komuś, kto nie jest mną... Tak jak przysięgałaś ją mnie... Sprawia, że robi mi się niedobrze.

Nie mógłbym patrzeć jak inny facet wkłada Ci na palec obrączkę. Nie mógłbym znieść, że miałabyś być ,,jego", nie ,,moja". Że mogłabyś urodzić mu dzieci...

Nie mógłbym żyć, patrząc jak jesteś szczęśliwa z kimś innym.

Przepraszam. Wiem, że to samolubne.

Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, iż w takim wypadku jedynym rozsądnym wyjściem jest wstąpienie do wojska.

Na Zawsze Twój,
Edmund.

,,O słońca świcie..." Edmund Pevensie x female oc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz