10. Nie jesteś więźniem...

573 15 14
                                    

,,Książę zaklęty, a ona zamknięta
w najwyższej komnacie
na najwyższej wieży."

Mijały dni, może nawet tygodnie. Aurelia przyzwyczajała się powoli do nowego stanu rzeczy.

Jak do tej pory nie ujawniła swojej tożsamości przed nikim na zamku. Tak naprawdę jedynie Filip i Edmund wiedzieli o jej istnieniu.

Trochę to samotne i na pewien sposób przytłaczające. Ale nie narzekała... W sumie polubiła samotność.

Edmund umieścił ją w jednej z opuszczonych komnat, znajdującej się tak wysoko i tak daleko, że nikomu o zdrowych zmysłach nie chciałoby się na nią wchodzić.

- To Wieża Zegarowa. - wyjaśnił, gdy z ciekawością przyglądała się tarczy umieszczonej w ścianie. - Nikt tu nie przychodzi.

Na wszelki wypadek jednak, gdyby ktoś próbował się tam dostać, pozostawił dziewczynie klucz.

- Gdy będę wchodził, zapukam trzy razy. - postanowił. - I powiem, że to ja, wtedy nie będziesz miała wątpliwości.

Tak też uczynili. Aurelia spędzała więc większość dni sama, a wieczorami i nocami, gdy nikt nie mógł być podejrzliwy, Edmund wymykał się do niej.

Gdy chciała natomiast rozprostować skrzydła i zaczerpnąć powietrza, udawała się na krótkie loty, oczywiście pod postacią łabędzia i nigdy na zbyt długo. Sprawiedliwy obawiał się, że ktoś mógłby ją przez przypadek zestrzelić.

- Nie mogę uwierzyć, że prawie Cię zabiłem. - kręcił głową. - I chciałem zjeść... Chyba już nigdy nie spojrzę na pieczoną kaczkę.

Wkrótce wydał też dekret o surowym zakazie polowań na wszystkie ptaki, a w szczególności łabędzie.

- Trochę ześwirował od ostatniego polowania. - szepnęła do Piotra Zuzanna, ale nikt nie kwestionował jego wyroków.

Nikt też nie zajmował sobie czasu, by śledzić, gdzie się wymyka, bo każdy miał wystarczająco dużo obowiązków na głowie.

Tylko Arwen, jak to Arwen wydawała się podejrzliwa.

- Co robisz na wieży zegarowej? - zapytała pewnego razu.

Zbity z tropu mężczyzna rzucił pierwszą rzecz, jaka mu przyszła do głowy:

- Maluję. - rzekł. - Akwarelami.

Elficzka ściągnęła mocno brwi.

- Mogłabym je kiedyś zobaczyć?

- Jak będą gotowe. - zbył ją.

I nie chcąc kłamać, jeszcze tego wieczora przyniósł Aurelii sztalugę, kilka płócien i zapas farb.

Okazało się to genialnym pomysłem, bo nie dość, że blondynka odkryła w sobie nową pasję do tworzenia, to udało im się wywieść dowódczynię elfów w pole.

Pewnego dnia bowiem znalazła w sobie tyle motywacji, by wspiąć się na wieżę za Edmundem.

Na szczęście król szybko się zorientował i Bellflower pod postacią łabędzia ukryła się w szafie.

Gdy więc Arwen zajrzała za nim do komnaty, nie zobaczyła nic oprócz sztalug, farb i napoczętych obrazów, które równie dobrze mogły być dziełem Sprawiedliwego.

I kiedy bardzo długo zabierał się do pracy, specjalnie powoli szkicując jakieś wzorki, kobieta całkiem się znudziła i dała za wygraną.

Schodząc krętymi i długimi schodami, uznała, że Edmund nie mia żadnych ciekawych tajemnic. Po prostu lubi malować na Wieży.

,,O słońca świcie..." Edmund Pevensie x female oc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz