Rozdział 11

289 23 16
                                    

Dni się ochładzały i były już coraz krótsze, gdy Diana Collingwood otrzymała wiadomość zwrotną w sprawie przyjęcia jej do siedziby Zakonu. Przyszła w niespodziewany sposób, akurat kiedy rodzeństwo jadło kolację, sowa o nietypowym, gołębiowym upierzeniu, wleciała przez otwarte okno do ich mieszkania. Diana i Kieran wymienili ze sobą zaniepokojone spojrzenia, oboje czując narastający w nich stres. Jeśli zaklęcie Fideliusa miało działać, nikt poza ich ojcem nie mógł przesłać im sowy, a ta w niczym nie przypominała ptaka należącego do ich rodziny.

– Czekasz na jakieś wieści? – spytała dziewczyna, ale jej brat pokręcił głową w przeczący sposób.

Zmarszczyła brwi i zaczęła z ostrożnością podchodzić do sowy, gdy Kieran nagle ją zatrzymał.

– Zostaw to – rozkazał, tonem nieznoszącym sprzeciwu. –To może być jakaś pułapka albo..

– Albo list od Freda! – powiedziała uradowanym głosem, kiedy zauważyła zamaszyste pismo chłopaka.

Szybko odwiązała skrawek papieru od nóżki sowy, a jej starszy brat przewrócił oczami. Diana nie mogła tego zauważyć, więc jak gdyby nigdy nic usiadła z powrotem na stołku i prędko zaczęła czytać list.

– Twój chłopak nie wie, że wysyłanie sów do nas może tylko ściągnąć jakieś niebezpieczeństwo? – spytał zgryźliwie, obserwując przesuwający się po kartce wzrok ślizgonki.

Teoretycznie nie miał żadnych większych zarzutów do gryfona, ale chłopak działał zdecydowanie zbyt impulsywnie, jak na jego gust. Zrozumiał to po ostatniej sytuacji, gdy zabrał Dianę bez żadnego słowa, do siedziby Zakonu, narażając przy tym wszystkich zainteresowanych sprawą.

– Wie to – odparła, przewracając oczami. – Ale to ważne i sam Dumbledore wyraził na to zgodę.

Kieran uniósł pytająco brwi i spojrzał się na siostrę.

– Więc co to? – zapytał, wskazując na list, który Diana zgięła właśnie w pół.

– Dumbledore wyraża zgodę na to, żebym przyjechała do siedziby Zakonu – oznajmiła sucho.

– Ale entuzjazm – skomentował chłopak, uśmiechając się pod nosem. – No to wyjaśnij mi czemu jeszcze nie lecisz się pakować i nie skaczesz z radości?

– Bo nigdzie nie jadę – odpowiedziała mu natychmiast, a chłopak zmarszczył brwi w zdziwieniu.

Diana rozmyślała o tym sporo i zastanawiała się co by zrobiła, gdyby czysto hipotetycznie Dumbledore się zgodził i w końcu doszła do odpowiednich wniosków. Dom siedziby kojarzył jej się tylko i wyłącznie źle, z furiatem Syriuszem na czele. Mimo, że Fred tam przebywał, dziewczyna wcale nie czuła się mile widziana. Wątpiła aby reszta członków Zakonu zmieniła o niej zdanie w dwie sekundy, zważając na kilka słów dyrektora Hogwartu.

– Do końca wakacji został raptem nieco ponad tydzień, a ja nie zamierzam spędzać go pod ostrzałem oskarżeń Blacka – westchnęła z lekkim zawodem.

Było jej szkoda, że nie zobaczy Freda, ale taka decyzja wydawała się być dla niej najzdrowsza.

– Twój ukochany się nie załamie? – spytał Kieran.

– Będzie musiał jakoś sobie poradzić – wzruszyła ramionami, niby obojętnie.

– Nie mogę powiedzieć, że nie jestem zadowolony z takiego obrotu spraw – uśmiechnął się do niej brat. – Liczyłem, że spędzimy jeszcze trochę czasu razem, zanim wyjedziesz do Hogwartu.

Dziewczyna była nieco zdumiona, ale zrobiło się jej miło. W końcu nie od zawsze tak chętnie spędzali ze sobą swój wolny czas.

Dziewczyna napisała do Freda, krótką notatkę, gdzie poinformowała go o swojej decyzji. Miała tylko nadzieję, że chłopak nie będzie szczególnie zły i zrozumie jej motywacje. Ostatnie czego potrzebowała to to, aby jeszcze on się na nią obraził. Szczerze mówiąc, nie spodziewała się, że Dumbledore zezwoliłby na jej pobyt w domu Zakonu. Co jak co, ale on jeden doskonale zdawał się wiedzieć kim była jej matka. Mimo tego jej pozwolił? Nie trzymało się to kupy i Diana nie rozumiała jego decyzji.

Słowa wypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz