Rozdział 37

194 23 11
                                    

Małe auto osobowe mknęło właśnie przez zaśnieżone drogi na trasie łączącą Llansanffraid z najbliższym miasteczkiem, w którym po godzinie dwudziestej istniało jakiekolwiek życie. Było już ciemno, a mijane widoki zlewały się w jedno wielkie pole, obsypane grubą warstwą śniegu. Walia miała jeden duży plus nad Londynem. Stąd zawsze dobrze było widać wszystkie gwiazdy. Diana Collingwood siedziała na fotelu pasażera, uparcie wbijając wzrok w boczną szybę. W aucie słychać było jedynie warkot silnika, a okazjonalnie pisk opon, gdy nawierzchnia na drodze robiła się gorsza. Gdyby nie to, że ktoś musiał kierować autem, Diana może byłaby w stanie wyobrazić sobie, że była tam sama.

Jednak wcale tak nie było. Daniel Hughes, wnuk Lorelai Hughes, siedział na fotelu kierowcy i ze skupieniem uważał na drogę, którą właśnie jechał. Jak poinformował dziewczynę przed całą tą jazdą, chłopak nie przepadał za jeżdżeniem autem, jednak wciąż próbował się do tego przekonać. Stąd wynikała jego nadmierna ostrożność. Na małej wiejskiej dróżce nie było zasięgu, więc radio było wyłączone, przez co cisza w aucie była jeszcze bardziej wymowna. Raz na jakiś czas Danny usiłował stworzyć z Dianą jakąkolwiek konwersację, zarzucając ją ciekawostkami, co do mijanych przez nich rzeczy, ale dziewczyna ograniczała się tylko do półsłówek i cichych mruknięć.

Diana zdecydowanie żałowała swojej decyzji. Wolałaby siedzieć teraz w domu i zajmować się swoimi sprawami, ale robiła to wszystko dla brata. Randka z Danielem nie była szczytem jej marzeń, nawet nie znajdowała się nigdy na liście rzeczy, o których dziewczyna marzyła. To nie tak, że chłopak był jakiś nieprzyjemny, czy nienormalny. Diana zwyczajnie nie wyobrażała sobie siebie na randce z kimś innym, niż Fred. Szczerze mówiąc, nie miała na to najmniejszej ochoty.

Jeden wieczór, powtórzyła sobie w myślach, gdy mijali kolejny kościół. Walia była nimi przepełniona. Atmosfera w samochodzie chłopaka była dość napięta. Nawet on czuł, że Diana wcale nie chciała tutaj być.

– Słuchaj – zaczął niepewnym głosem, nie odrywając wzroku od drogi. – Możemy chwilę porozmawiać?

– Przecież rozmawiamy – odpowiedziała szybko, niezbyt grzecznie.

– Mam na myśli normalnie – westchnął chłopak. – Obustronnie.

Chłopak nieco zaintrygował Dianę swoją prośbą. Nie chciała jednak dać tego po sobie poznać, więc zgodziła się z udawaną niechęcią.

Danny zatrzymał auto na poboczu drogi i zgasił światła. Byli po środku pustkowia, a Diana nieco się zmartwiła. Co jeśli chłopak jest psychopatą i teraz mnie zamorduje? Zabiję Kierana, przysięgam, myślała nerwowo.

– Dlaczego się zatrzymałeś? – spytała, starając się brzmieć na opanowaną.

– Nie będę mógł się skupić jak jadę – wytłumaczył prosto, a Dianie zrobiło się głupio. – Teraz mogę normalnie mówić.

– W takim razie słucham – powiedziała cicho, w końcu spoglądając na niego.

– Widzę, że nie raduje cię szczególnie wizja wychodzenia gdzieś ze mną i łapię to, moja babcia potrafi mieć pokręcone pomysły i jest strasznie nachalna – mówił dalej spokojnie. ­– Ja naprawdę to rozumiem, ale nie rozumiem twojego podejścia. Po co się zgadzałaś na spotkanie ze mną, skoro teraz siedzisz obrażona i ledwo się odzywasz?

Twarz miał zmęczoną, jakby wcale nie było mu przyjemnie z poruszeniem tego tematu. Diana nieco się zakłopotała. Nie lubiła być stawiana pod ostrzałem oskarżeń, choć tym razem wydawały się one słuszne.

– To nie ta... – zaczęła mówić, ale Daniel jej przerwał.

– Wiem, że nie jestem pewnie twoim wymarzonym facetem, ale jak naprawdę nie chcesz tutaj być, po prostu powiedz mi to. Zrozumiem, nie obrażę się i odwiozę cię do domu. Nic na siłę. – westchnął chłopak.

Słowa wypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz