Rozdział 49

211 20 7
                                    

– Collingwood, stój – rozkazał chłodno Snape, a Diana straciła już wszelką nadzieję.

Jeśli wcześniej liczyła na to, że nauczyciel eliksirów uznał ją za jej matkę i w ten sposób mu się wywinie, gdy złapał ją za rękaw szaty, nie łudziła się jak bardzo oberwie. Serce zabiło jej mocniej, a strach kompletnie ją sparaliżował, gdy mężczyzna odwrócił ją do siebie. Chciał ukarać Winonę za niesubordynację, ale Winona nie żyła. Teraz ukarze mnie za podszywanie się pod nią, ucieczkę, walkę po dobrej stronie, myślała rozpaczliwie. Miała tylko nadzieję, że nie będzie się nad nią znęcał, a oberwanie Avadą nie bolało tak bardzo.

Wyczuła, że mężczyzna był spięty, a w jego głosie wybrzmiała niechęć. Jasne, pewnie chciał spełnić obowiązki swojego Pana, dopilnować, że nikt go nie zdradzi, przemknęło jej przez głowę. Usiłowała schować się za swoim kapturem, ale to wszystko było na marne.

– Przed czym tak ucie.. – sprawnym ruchem zerwał kaptur z jej głowy, a wtedy dziewczyna zamarła. – Collingwood? Collingwood Diana?

W oczach dziewczyny zebrały się łzy bezsilności. Była gotowa, że lada chwila wybuchnie złością, a potem zamorduje ją tak samo, jak zamordował Dumbledore'a i innych, którzy sprzeciwili się Voldemortowi. Nie chciała umierać, bez dokończenia swojej misji. Nie, dopóki nie ochroniła Freda. Dziewczyna cała zadrżała, czekając na następny ruch mistrza eliksirów, który zdumiał ją jeszcze bardziej.

Severus Snape bez żadnej zapowiedzi podszedł bliżej dziewczyny i szybko podwinął prawy rękaw jej szaty. Diana zrozumiała wtedy, że szukał tam Mrocznego Znaku. Wiedziała, że jeśli go nie ujrzy, będzie już po niej. Zacisnęła mocno zęby, próbując opanować płacz, ale było już za późno. Zaczęła płakać jak dziecko. Spojrzała się błagalnie na twarz swojego dawnego nauczyciela, czując że w każdej chwili ten mógł ją zabić. Była praktycznie bezbronna, a wokoło nie było nikogo, kto mógł ją ocalić. Szczęście, które sprzyjało jej do tej pory, wyraźnie ją opuściło. Diana czuła, że zawiodła wszystkich wokół, a najbardziej samą siebie.

– Po czyjej stronie jesteś? – spytał nagle półszeptem przez zaciśnięte zęby, ale dla Diany wydało się to pytaniem retorycznym.

Chciała uciec, ale nie potrafiła, bo Snape trzymał ją mocno za rękaw szaty, której chciała się tylko pozbyć. Szlag trafił wszystkie jej plany, bo najwidoczniej miała umrzeć tutaj. Zabita przez swojego dawnego nauczyciela, pod murami walącego się Hogwartu, w samotności, bez rodziny i bliskich.

– Pro-proszę, nie zabijaj mnie – wyłkała żałośnie, czując jak osiąga dna.

Głos Diany nie był nigdy wcześniej tak słaby. Dotknęło ją okropne uczucie porażki. Wszystko, co dziś osiągnęła było na marne. Jedyne co mogła teraz zrobić to błagać profesora o litość, jak skończona ofiara, którą zresztą była.

– Nie jesteś z nim – stwierdził, a Diana nie potrafiła go rozszyfrować. Miała ochotę przekląć w myślach Snape'a za te wszystkie lata niesprawiedliwości, które zaserwował jej bliskim.

Dobrze wiedziała, że mówił o Voldemorcie, ale nie potrafiła nic odpowiedzieć. Czuła, że w tamtej chwili nie było dobrej odpowiedzi na to wszystko, która wydostałaby ją z tej sytuacji. Poczuła, że skoro i tak ma zaraz umrzeć, umrze tak, by chociaż jedna osoba wiedziała, kim tak naprawdę była. Diana skinęła głową, zaciskając mocno oczy. Spodziewała się zaraz oślepiającego, zielonego światła, które zakończyłoby jej żywot.

Nagle, Snape zwolnił swój uścisk i puścił dziewczynę, a ona wciąż stała w tej samej pozycji. Nie rozumiała co się właśnie wydarzyło, a gdy otworzyła niepewnie oczy, spojrzała na twarz Snape'a. Było w niej coś dziwnego, czego dziewczyna nie widziała jeszcze nigdy. Nie przestała się jednak bać. Może się tylko zgrywa, pomyślała nerwowo, próbując opanować drżenie swoich rąk.

Słowa wypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz