Pierwsze tygodnie szkoły minęły w mgnieniu oka, głównie z powodu masy roboty, jaką wciskano uczniom siódmego roku na każdym kroku. Diana nie oczekiwała, że będzie lekko, ale też nie spodziewała się, że wszyscy profesorowie zadadzą im aż tyle nauki. Dziewczyna ledwo wyrabiała się ze wszystkim i powoli czuła się jakby miała zaraz postradać wszystkie zmysły. Na dodatek lekcje obrony przed czarną magią zaczynały wyglądać coraz bardziej absurdalnie. Okazało się, że niejaka Dolores Jane Umbridge była zagorzałą zwolenniczką ministerstwa, a jeszcze większą przeciwniczką Dumbledore'a, Pottera i jakiejkolwiek teorii, mówiącej o powrocie Voldemorta. Dziewczynę dobijało to jeszcze bardziej, biorąc pod uwagę to, co sama wiedziała od własnej matki. Z frustracją więc przyjęła do wiadomości to, że w tym roku na przedmiocie nie nauczą się niczego praktycznego, ale pyskowanie nauczycielom nigdy nie było w jej stylu.
Czego nie można już powiedzieć o niektórych. Fred i George Weasley zupełnie nie kryli się ze swoim niezadowoleniem, spowodowanym przez Umbridge. Diana doskonale wiedziała, że będą z tego kłopoty. Znając swojego chłopaka i jego temperament, zwyczajnie nie mogło być inaczej.
– Tej babie chyba coś się we łbie poprzestawało – prychnął obrażony chłopak, siedząc z Dianą w pokoju wspólnym gryfonów.
Ostatnio widywali się tam w miarę często, choć dziewczyna nie do końca czuła się tam dobrze. Widziała oceniający wzrok Johnson i Rona Weasley'a, który dosyć nieźle potrafił ją podburzyć. Wszystko to było jednak przyjemniejszym rozwiązaniem, niż spotkania w pokoju wspólnym ślizgonów. Atmosferę tam można było ciąć nożem. Podsumowując, dziewczyna nigdzie nie czuła się szczególnie mile widziana.
– Dziś usiłowała przerabiać z nami materiał z czwartej klasy – dodał chłopak ze zrezygnowaniem, rozciągając się wygodniej na kanapie.
– I nie mogłeś jej odpuścić? – spytała, wsuwając swoje palce w jego rude włosy, a na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech.
– Takim mnie matka natura stworzyła – odparł wesoło.
– No i znowu masz u niej szlaban – zauważyła Diana.
– Jeden szlaban w tę czy w tamtą jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodził – z jego twarzy wcale nie schodził uśmiech, chociaż ton miał bojowy.
Dziewczyna jednak wiedziała, że szkodził i to bardzo. Nawet jeśli Fred nie miał zamiaru przejmować się nauką, ani ubiegać się o stanowisko szkolnego prymusa, przez jego ciągłe szlabany, pozostawało im coraz mniej czasu, który mogliby spędzać razem. Nie chciała jednak wdawać się w niepotrzebne kłótnie z chłopakiem, zwłaszcza o tak błahe kwestie. Uważała, że i tak w zeszłym roku nakłócili się już wystarczająco, a biorąc pod uwagę to jak mroczne czasy nastały.. nie chciała o tym myśleć, ale z tyłu głowy wciąż świtała jej myśl o tym, że Voldemort czyha na nich tuż za rogiem i nikt nie był już bezpieczny, nawet tak odważny chłopak jak Fred.
Raptem kilka dni później, w trakcie których Fred i George zarobili kolejne szlabany u jak to woleli nazywać Umbridge, starej, różowej raszpli, w końcu nadszedł dzień, w którym Diana i gryfon mieli spotkać się na dłużej. Dziewczyna odliczała już do tego dni. W końcu pozbyła się kilku wypracowań do napisania i mogła odetchnąć. Nie miała jednak pojęcia, że ktoś znacząco miał zamiar pokrzyżować jej te wymarzone plany.
Gdy czekała na Freda w umówionym miejscu na dziedzińcu, a chłopak nieco się spóźniał, Diana zaczęła się martwić. Po kilkunastu dłużących się minutach, gryfon wyłonił się zza szkolnych drzwi, jednak nie tak jak Diana to sobie wyobrażała. Fred Weasley miał na sobie strój do Quidditcha, a w rękach trzymał swoją starą, trochę zużytą już miotłę. Szybko podszedł do dziewczyny i przywitał ją pocałunkiem, ale Diana wciąż miała skonsternowaną minę.
CZYTASZ
Słowa wypowiedziane | Fred Weasley
FanficDla Diany i Freda, wkraczanie w dorosłość okazało się trudniejsze niż przypuszczali. Zakochana para zdaje się nie widzieć świata poza sobą, ale jest jeden, spory problem. Nastały ciemne czasy, Voldemort z każdym dniem rośnie w siłę, a Diana Collingw...