Rozdział 36

204 23 20
                                    

Święta w tym roku okazały się wyjątkowo ponure i nieprzyjemne. Nikt z trójki mieszkańców domu w Llansanffraid nie pokusił się nawet o udekorowanie go w specjalny sposób, za co Diana była nawet wdzięczna. Chciała jak najszybciej zapomnieć o tym, że kalendarz nakazywał im jakieś głupkowate świętowanie, w momencie gdy nic nie układało się tak jak powinno. Jedynie mała i smutna choinka stojąca w rogu salonu, świadczyła o tym, że było tuż po Bożym Narodzeniu. Rodzeństwo Collingwoodów spędziło Wigilię we trójkę z Aaronem, jednak na następny dzień, chłopak postanowił odwiedzić swoją rodzinę. Całe to ukrywanie się z nimi odcisnęło na nim niemałe piętno, zwłaszcza że nastroje tej dwójki wcale nie były najlepsze. Kieran miał tylko nadzieję, że jego przyjaciel wróci cały i zdrowy. Doceniał jego poświęcenie i to jak dzielnie towarzyszył im przy każdej przeprowadzce i nie mógł wyobrazić sobie jego utraty. Pomoc Aarona była nieoceniona.

Pierwszego dnia świąt, zarówno Diana jak i Kieran otrzymali zaproszenie na świąteczny obiad od Lorelai Hughes. Staruszka wielokrotnie opowiadała Dianie o tym jak ciężko jest jej spędzać samotne święta po śmierci jej męża. Jej dzieci wyjechały gdzieś daleko, jedynie ona wciąż tkwiła na tej małej walijskiej wsi. Rodzeństwo przyjęło jej zaproszenie z radością. Obojgu nie widziało się siedzenie samotnie w domu i wpatrywanie się w kominek i podniszczone wnętrze domu, a tylko do tego nadawało się ich nowe miejsce zamieszkania. Powoli każdy z nich miał go dosyć, ale na razie nie widzieli innej opcji. Winona milczała, zatem czuli się tutaj bezpiecznie. Powinni byli zostać tutaj, takie rozwiązanie było najlepsze.

Tuż przed wyjściem, Diana niechętnie przebrała się ze swetra, który otrzymała w zeszłe święta od Molly Weasley. Nosiła go z sentymentu, jakby bojąc się że jeśli go nie założy, wszystko co przeżyła z Fredem, przestanie być prawdziwe. Minęło kilka miesięcy, a ona wciąż nie mogła o nim zapomnieć. Teraz nawet już nie chciała. Lorelai Hughes coraz częściej wspominała jej o swoim wnuku, z którym planowała ją zeswatać, a z każdą kolejną próbą kobiety, Diana przypominała sobie o Fredzie coraz mocniej.

Całe szczęście, bo pogoda była paskudna, Lorelai nie mieszkała daleko od rodziny czarodziejów. Diana i Kieran szybko znaleźli się w jej skromnym domu, gdzie od razu pachniało rodzinnym obiadem, przez co zrobili się głodni. Żadne z nich nie było wybitnymi kucharzami i naprawdę brakowało im porządnego posiłku.

– Ach, witam was, witam – uśmiechnęła się seniorka, stojąc w fartuchu kuchennym na progu domu. – Rozgośćcie się. Pieczeń już prawie gotowa! Danny chodź tutaj, goście przyszli.

Danny? pomyślała Diana, automatycznie chcąc się wycofać. Kobieta jasno mówiła jej, że spędzała samotne święta.

Nagle, zza drzwi wyłonił się wysoki chłopak z nieco przydługimi ciemnymi włosami i okrągłymi okularami, a Diana zrozumiała że wszystko było tylko podstępem staruszki. Miała ochotę natychmiast wrócić do domu. Nie żeby Danny był odrażający czy okropny, ona po prostu nie miała zamiaru go poznawać. Było jednak za późno, ponieważ chłopak już się do nich uśmiechał i zaczął witać się z Kieranem.

– Jestem Daniel, ale znajomi mówią do mnie Danny – wyciągnął rękę w stronę Diany, a ona uścisnęła ją bardzo słabo.

– Diana – wymamrotała pod nosem, mając gdzieś to, że wychodziła na niegrzeczną.

Kieran posłał jej karcące spojrzenie, gdy wnuk Lorelai prowadził ich do jadalni, gdzie po chwili zasiedli wszyscy razem.

Diana nie miała najlepszego nastroju. Wpatrywała się tępo w przestrzeń przed nią, unikając wzroku Lorelai i Danny'ego, który wydawał się być równie zakłopotany, co ona.

Słowa wypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz