Rozdział 20

249 23 5
                                    

Nadszedł grudzień, a Diana jak ognia, starała się unikać tematu Quidditcha. Wydarzenia spod gabinetu profesor McGonagall poszły w zapomnienie, wraz z pierwszym śniegiem. Razem z Fredem w pełni skupili się na udoskonalaniu wynalazków bliźniaków, co było ulgą dla ich dwójki. Żadne nie chciało wracać do tamtego dnia, w którym Dolores Umbridge po raz kolejny zatruła im życia. Jedyne co go pocieszało, to trwające spotkania GD. Chociaż w ten sposób mógł wyrazić swój bunt wobec tej baby.

Diana oczywiście nie mogła w nich uczestniczyć. Dobrze widziała jak stosunek wszystkich gryfonów do niej stał się jeszcze bardziej negatywny. Choć wiedziała, że zapewne było to kwestią niepochlebnych słów Angeliny Johnson, Diana nie mogła przestać obwiniać samej siebie. Powoli czuła się jak antagonistka w swoim własnym życiu i doprowadzało ją to do małego szału. Miała wrażenie, że nic jej nie wychodziło i, że nawet nie potrafiła być wystarczająca dla Freda. Zauważyła, że po zwykłych spotkaniach GD, które stawały się coraz częstsze, był radośniejszy, niż widząc ją. Przynajmniej takie miała wrażenie.

Nie był to najlepszy okres dla ślizgonki, a dodatkowo dobijała ją myśl o nadchodzących świętach. W zeszłym roku święta obchodziła bez matki, a w tym roku do grona nieobecnych dołączył jej ojciec, Oczywiście, święta z Kieranem nie były złym pomysłem, ale smuciły ją wieści od ojca. Wyatt wciąż obawiał się powrócić do kraju, bojąc się że narazi swoje dzieci. Właściwie to nic nie zapowiadało się dobrze.

Przed świętami, w środku nocy zbudziła ją profesor McGonagall. Początkowo Diana nie dowierzała w obecność profesorki w dormitorium ślizgonek, ale gdy kobieta nieustępliwie coś do niej mówiła, do ślizgonki dotarło, że nie był to sen. Collingwood zerknęła na zegar, który wskazywał trochę po pierwszej.

– Hę? – chrząknęła w zdziwieniu, będąc zbyt zaspana żeby skleić jakkolwiek sensowne zdanie.

– Collingwood, musisz wstać. Pan Weasley cię prosi – oznajmiła jej nauczycielka, starając się nie obudzić swoim głosem pozostałych uczennic.

Diana nic z tego nie rozumiała. Wydawało jej się, że się przesłyszała albo, że wciąż śniła. McGonagall wyglądała jednak na prawdziwą, machając jej różdżką przed twarzą. Na twarzy nauczycielki malowało się przejęcie.

– C-co się stało? – spytała Diana zachrypniętym od snu głosem.

Widząc naglące spojrzenie profesorki wstała jednak z łóżka i poprawiła swoją piżamę. Przetarła oczy kilkukrotnie, a wtedy dotarło do niej, że McGonagall chodziło o Freda.

Serce ślizgonki przyspieszyło, czując że stało się coś niedobrego. Nagle ożywiła się, a starsza kobieta zauważyła przerażenie na jej twarzy. Zrobiło jej się szkoda ślizgonki, dlatego gdy ruszyły korytarzami Hogwartu, postanowiła ją uspokoić.

– Fredowi Weasleyowi nic nie jest – oznajmiła ściszonym głosem, a Diana wciąż nie dowierzała, że przechadzała się z nauczycielką transmutacji po ciszy nocnej. – Chodzi o coś więcej. Artur Weasley został zraniony, a jego dzieci wracają do domu.

Z każdym kolejnym słowem kobiety, Diana czuła narastający niepokój. Chciała jak najszybciej znaleźć się obok Freda, aby ten nie czuł się źle sam.

– Dyrektor Dumbledore zgodził się na żądanie młodego Weasley'a, żebyś do nich dołączyła – kontynuowała zgodnie z prawdą. – Zostaniesz przetransportowana razem z dziećmi Artura i Molly w bezpieczne miejsce, gdzie będziecie mogli oswoić się z tą sytuacją, oczywiście jeśli tylko będziesz chciała.

– Chcę – odpowiedziała bez zawahania, nie mogąc znieść myśli o zostawieniu Freda.

W gabinecie dyrektora stali już wszyscy zainteresowani. Rozczochrani i w piżamach bliźniacy, Ron Weasley, Ginny i Harry Potter, który w Weasley'ach widział swoją rodzinę. Ten ostatni wyglądał na wyjątkowo wstrząśniętego całą tą sytuacją.

Słowa wypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz