Na kilka dni przed urodzinami Diany nadszedł pierwszy mecz Quidditcha w tym sezonie. Spotkanie gryfonów i ślizgonów, samo w sobie było ekscytujące, a fakt że turniej o puchar Quidditcha wznowiono po tak długiej przerwie, tylko potęgował zainteresowanie meczem. W szkole od rana słychać było podekscytowany gwar uczniów, a opiekunowie domów skrycie faworyzowali swoje drużyny. Przez ostatnie dni, Snape wyraźnie utrudniał gryfonom treningi, a ślizgoni lubowali się nie tylko w złośliwościach słownych, ale także niesportowych czynach. Kampania obelg, kpin i zastraszania wyprowadzała z równowagi jedynie nowego obrońcę drużyny gryfonów – Rona Weasley'a. Pozostali członkowie starali się trzymać swoje nerwy na wodzy. Mimo stresu, większość z nich optymistycznie podchodziła, co do wyniku meczu. Fred i George rzecz jasna, usiłowali wyładować całe napięcie, poprzez coraz to głupsze żarty, mające na celu rozluźnić atmosferę.
Dzień meczu był mroźny i jasny, a wielu uczniów poprzebierało się w barwy swoich domów. Diana Collingwood oczywiście kibicowała gryfonom. Pierwszy raz od kilku lat miała zamiar kibicować przeciwko swojemu własnemu domu oraz swojemu byłemu, co sprawiało jej nieziemską satysfakcję. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w tym roku Cassius Warrington nie został nawet kapitanem drużyny. Rola ta przypadła jego przygłupiemu koledze. Ślizgonka nie mogła przestać uśmiechać się na myśl o jego nieszczęściu. Karma wraca, myślała wesoło za każdym razem, gdy widziała jego łypiące, zazdrosne spojrzenie w stronę nowego kapitana – Montague'a.
Gdy wszyscy ruszyli w stronę boiska, Diana zaczęła zauważać coraz więcej banerów szkalujących gryfonów. „WEASLEY NASZYM KRÓLEM", głosił napis na jednym z nich, a dziewczyna szybko pomyślała, że nie mógł być to dobry znak. Mimo, że nie lubiła Rona, chłopak i tak był już wystarczająco zestresowany całym tym wydarzeniem. A jeśli obrońca nawali.. cała drużyna nie ma czego zbierać. Tak przynajmniej ciągle powtarzał jej Kieran, gdy tylko odpalał mu się jego sportowy słowotok.
Zgodnie z prośbą Freda, ślizgonka podeszła przed meczem pod szatnię gryfonów. Nie musiała długo czekać, żeby chłopak wyszedł z niej i powitał ją czułym pocałunkiem. Wyglądał na zupełnie pewnego siebie, a w jego oczach widać było pełno ekscytacji. Fred Weasley uwielbiał adrenalinę.
– Więc.. powodzenia? – zaczęła nieco niezręcznie i cicho odchrząknęła. – Nie wiem co się mówi w takich okazjach, przepraszam. Warrington zawsze się wściekał, gdy życzyłam mu powodzenia, bo twierdził że to oznaka, że w niego nie wierzę..
Diana od razu zapragnęła skarcić się za tę uwagę. Wspominanie byłego ze swoim obecnym chłopakiem w dzień tak ważnego wydarzenia nie wydawało się adekwatne.
– Dupek – prychnął Fred, nie gubiąc swojej pewności siebie. – Skopiemy im wszystkim tyłki.
– W to nie wątpię – uśmiechnęła się szeroko do chłopaka i przytuliła go krótko, bo widziała zniecierpliwione spojrzenie Angeliny, która ewidentnie chciała porozmawiać ze wszystkimi członkami drużyny.
Gryfon również to zauważył i szybko, zanim odwrócił się od Diany powiedział:
–Hej.. – niespodziewanie Fred zaczął zdejmować bluzę w kolorach Gryffindoru, z jego nazwiskiem na plecach. Diana zarumieniła się lekko, widząc skrawek jego nagiego brzucha. – Trzymaj to, będzie się lepiej kibicować.
– Nie będzie ci, no nie wiem.. zimno? – zawahała się ślizgonka, jednak z zadowoleniem przyjęła jego bluzę, ciesząc się jak małe dziecko.
– Jestem gorący jak słońce, słońce – odparował szybko, puszczając jej oczko. – Zresztą, zaraz się rozgrzeję!
CZYTASZ
Słowa wypowiedziane | Fred Weasley
FanfictionDla Diany i Freda, wkraczanie w dorosłość okazało się trudniejsze niż przypuszczali. Zakochana para zdaje się nie widzieć świata poza sobą, ale jest jeden, spory problem. Nastały ciemne czasy, Voldemort z każdym dniem rośnie w siłę, a Diana Collingw...