Rozdział dwudziesty trzeci /ON/

37 4 0
                                    


- Cholera! – krzyczę, wylewając na siebie całą tubkę farby. Myślałem, że zaschła i próbowałem wycisnąć ją na siłę. Proszę bardzo, oto efekt. Zarówno moje ubranie, ręce, jak i kawałek podłogi są wysmarowane farbą. Fajny początek dnia. Bez rozpuszczalnika się nie obejdzie. Niechętnie idę do sypialni się przebrać żeby od razu pojechać do sklepu po rozpuszczalnik. I nową farbę... A chciałem po prostu w spokoju popracować.

Mimo że ta przymusowa wycieczka trwa zaledwie pół godziny, wiem że ciężko będzie mi się zabrać ponownie do malowania. Ciężko mi się zmotywować. Przyjemniej tworzyło mi się, gdy nie było tego wszystkiego. Wiem, nie mam prawa narzekać, że moje marzenia się spełniły, ale sława i pieniądze trochę mnie przytłoczyły. To kuriozalne narzekać na pieniądze w domu, który ma się dzięki nim. Jednak nic nie poradzę na to, że nie sprzyjają one wenie...

Gdy wracam do domu od progu atakuje mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Zapomniałem go wziąć, a gdy się zorientowałem nie było już sensu wracać. Nie spodziewam się żadnego telefonu. Lena jest w pracy. Nie byłem też umówiony na żadną rozmowę służbową. Notuje sobie w głowie żeby zaraz oddzwonić, ale ktoś kto wykonuje połączenia nie odpuszcza. Zaintrygowany tym, kto tak usilnie się do mnie dobija, biegnę do pracowni, gdzie zostawiłem telefon. To Lena.

- Hej, kochanie, co tam? – pytam nieco zdziwiony, bo raczej nie dzwoni do mnie w czasie pracy. Jeśli już się wtedy ze mną kontaktuje to raczej wysyła smsy.

- Dzień dobry. Artur, prawda? – To nie Lena. W słuchawce słyszę głos jakiejś obcej kobiety. Ogarnia mnie złe przeczucie. W głowie mam same najgorsze scenariusze.

- Przepraszam, kto mówi? Gdzie jest Lena?

- To ja przepraszam. Nazywam się Marta. Pracuję z Leną. Miała wypadek.

Mówi bardzo cicho, a jednocześnie w jej głosie wyraźnie słychać zdenerwowanie.

- Wypadek? Jaki wypadek? Nic jej nie jest?

W oczekiwaniu na odpowiedź wstrzymuję oddech. Lena miała wypadek. Jaki wypadek, do cholery? Przecież jest w pracy.

- Spadła ze schodów i straciła przytomność. Zabrało ją pogotowie. Nie wiem nic więcej.

- Ktoś z nią pojechał?

- Tak, Krystian. Pewnie go znasz. To przyjaciel Leny. Pojechał za karetką.

Mogę się tylko domyślać, kim jest Krystian. To pewnie typ, z którym widziałem kiedyś Lenę. To kim dla niej jest nie ma żadnego znaczenia. Dobrze, że ktoś od razu tam pojechał. Marta ciągle coś jeszcze mówi. Chyba, że ktoś kto widział, co się stało od razu wezwał pogotowie. Nie słucham jej już. Gdy tylko podaje mi adres szpitala, rozłączam się. Z powrotem biegnę do samochodu.

Po drodze łamię niezliczoną ilość przepisów drogowych, ale to ostatnia rzecz, którą się przejmuje. Staram się nie wyobrażać sobie, w jakim jest stanie jest Lena. Cokolwiek jej się stało, musi z tego wyjść.

Gdy podjeżdżam pod szpital, parkuję pod samym wejściem i szybko wbiegam do środka. Nie wiem, gdzie iść. Nie wiem, kogo pytać. W końcu jakaś pielęgniarka kieruje mnie w odpowiednią część szpitala, twierdząc, że skoro szukam kogoś kogo przywiozło pogotowie to tam się czegoś dowiem. To poszukiwanie wydaje mi się ciągnąć w nieskończoność. Gdy jestem już prawie pewny, że zaraz dowiem się co z Leną, okazuje się, że nie przewidziałem jednego – nie jestem nikim z rodziny. Nic mi nie powiedzą. Awantura przy rejestracji skutkuje tylko tym, że otrzymuje potwierdzenie, że tu jest. Chociaż tyle.

- Artur? – odwracam się na dźwięk swojego imienia. Przede mną stoi młody chłopak, na oko trochę młodszy ode mnie. Na potwierdzenie tylko kiwam głową. Nagle boleśnie przygniata mnie poczucie bezsilności.

ONIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz