Jest piątkowy wieczór. Kilka godzin temu przyjechałam do Warszawy. Moja przyjaciółka Magda robi imprezę dla swojego chłopka z okazji obrony magisterki. Będzie dużo znajomych, których nie widziałam od dawna. Pewnie dlatego do ostatniej chwili zwlekałam z potwierdzeniem mojego przyjazdu.
Przyjechałam do mieszkania Magdy wcześniej żeby pomóc jej wszystko przygotować przed przyjściem gości.
- Nie wiedziałam, że obowiązują stroje wieczorowe. – mówię jej, usprawiedliwiając fakt, że mam na sobie jeansy i czarny golf. Ona ubrana jest w krótką błyszczącą sukienkę z odkrytymi plecami.
- Mogę ci coś pożyczyć – proponuje mi, ale doskonale zna moją odpowiedź, a ja tylko kręcę głową. - Nie to nie. W takim razie napijmy się wina - zgadzam się natychmiast, obiecując sobie w myślach, że szybko się upiję. W taki sposób łatwiej będzie przetrwać wieczór.
Gdy stół już urywa się od alkoholu i jedzenia, zaczynają schodzić się goście i pojawia się bohater imprezy. Gratuluję Michałowi sukcesu i wychodzę na balkon, by odetchnąć. Szybko jednak dopadają mnie tam ludzie, a dokładniej znajomi, którzy mówią jak dawno mnie nie widzieli. Hmm... No, jakby to powiedzieć... Myślę, że kilka lat.
Stoję otoczona byłymi znajomymi, którzy gadają o rzeczach, o których nie mam zielonego pojęcia. Ukradkiem przyglądam się wszystkim i myślę sobie, że Magda miała rację proponując mi sukienkę. Wszystkie dziewczyny ubrane są inaczej niż ja. Widocznie inaczej rozumiemy pojęcie domówki. Gdy jakaś para zaczyna się obok mnie całować opierając się o barierkę balkonu, uznaję, że to przesada i czas się ewakuować.
Kieruję się więc do stolika z alkoholem.
- Czego ci nalać? – pyta mnie chłopak, którego kojarzę, ale nie mam pojęcia skąd, więc tym bardziej nie mam pojęcia jak się nazywa.
- Dzięki. Poradzę sobie. – próbuję go zbyć, cały czas w głowie podejmując ważną decyzję, czy napić się czerwonego wina czy białego.
-Nalegam – gość nie daje za wygraną.
- Może być białe – szybko podejmuję decyzję i wskazuję palcem, o które mi chodzi. Facet odkorkowuje wino i nalewa. Gestem pokazuję mu żeby nalał więcej.
- Chyba zamierzasz się dzisiaj dobrze bawić. – mówi, podając mi kieliszek.
- Hmm... To chyba nie twoja sprawa. – mówię, upijając łyk i odchodzę. – Dzięki za drinka. – rzucam przez ramię, a on próbuje złapać mnie za nadgarstek. Wyrywam mu się i uciekam.
Dupek. Oglądam się za siebie, ale na szczęście go nie widzę. Zniknął gdzieś w tłumie. Serce bije mi szybciej. Jestem zdenerwowana, a alkohol nie pomaga mi zebrać myśli. Najchętniej bym wyszła, ale boję się, że ten facet pójdzie za mną. Niewiele myśląc wchodzę do pomieszczenia na końcu korytarza. Szybko zamykam drzwi i opieram się o nie. Próbuję się rozejrzeć, ale jest zupełnie ciemno, więc wstaję i szukam włącznika światła. Gdy je zapalam, okazuje się, że jestem w spiżarni. W rogu stoi stojak z winami. Świetnie! Chyba zostanę tu na jakiś czas.
CZYTASZ
ONI
Roman d'amour- A więc to koniec, tak? Znów nie dasz mi szansy? Poddasz się i odejdziesz. Znów zostawisz mnie, bo popełniłem jeden cholerny błąd. - Mylisz się - mówię, ocierając łzy wierzchem dłoni. - Być może nie dałam ci szansy pięć lat temu. Być może pięć lat...