Dwa lata później
„Nie wierzę, że ja to wszystko zrobiłam" – mówię do siebie w myślach, rozglądając się po wystawie. Spoglądam na listę gości, którą trzymam w ręce i z zadowoleniem stwierdzam, że prawie wszyscy zaproszeni się pojawili. Frekwencja jest naprawdę imponująca.
Chyba nigdy nie przestanę zachwycać się tym uczuciem spełnienia, które towarzyszy mi w takie dni jak ten. Jest to zdecydowanie największa wystawa, jaką do tej pory zorganizowałam, dlatego tym bardziej nie mogę uwierzyć, że obyło się bez większych wpadek. Co prawda, do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy wszystko wypali. Mieliśmy problem z oświetleniem, a firma cateringowa przyjechała z opóźnieniem, przez co wpadłam w lekką panikę, ale musiałam udawać opanowaną i wierzyć, że wszystko się uda. No i udało się! Wiem, że do galerii i muzeów przychodzi się oglądać dzieła i mało kto docenia sposób ich wystawienia. Doskonale zdaję sobie sprawę, że pracę kuratora doceniają tylko historycy sztuki i krytycy. Nic jednak nie zmieni faktu, że jestem dumna z tego, co stworzyłam. To niesamowite uczucie.
Z daleka widzę, że w moją stronę zmierza Artur z przyklejonym do twarzy szerokim uśmiechem.
- Świetne wino! Podejrzewam, że miałaś z tym coś wspólnego – mówi bardzo entuzjastycznie, jakby wypił już sporo alkoholu, który tak zachwala. To wyjaśniałoby jego doskonały humor, pomimo tego, że nie lubi być w centrum uwagi. Pewnie w taki sposób stara się ułatwić sobie przetrwanie tego wieczoru.
- Przecież wiesz, że zajmowałam się cateringiem i alkoholem. Więc tak, wybór wina nie jest przypadkowy. Wybrałam takie, jakie lubisz.
- Dzięki za to wszystko. Wyszło lepiej niż się spodziewałem.
- Chyba na tym to polega. Ty tworzysz, ja ogarniam wystawy.
Współpracujemy razem już od dłuższego czasu. Tym razem jesteśmy w Poznaniu, ale jestem kuratorką wszystkich wystaw Artura w Polsce. Jest to przydatne, tym bardziej odkąd wrócił do Rzymu. Tam współpracuje z kimś innym, a tu – ze mną. Ten układ świetnie się sprawdza. Poza tym mogę łączyć to z pracą w galerii, więc jest to dla mnie bardzo wygodne. Poza tym, to praca moich marzeń – organizuję wystawy w różnych miastach, współpracuję z wieloma instytucjami, poznaję nowych ludzi. Nie mogło być lepiej.
- Gdzie zgubiłaś swojego towarzysza? Ciągle widzę cię samą – mówi kpiąco. Wie, że mnie tym zdenerwuje.
- Musisz zawsze mówić o nim w ten sposób? Doskonale wiesz, że latam jak głupia żeby wszystkiego dopilnować i nie miałam jak choćby oprowadzić Krystiana po wystawie. – Po cwanym uśmiechu, który widnieje na jego twarzy, widzę, że dałam się sprowokować jak dziecko, ale nie powstrzymuje mnie to przed kontynuowaniem tego, co mam do powiedzenia. - Wiem, że za nim nie przepadasz... Prawdę mówiąc on za tobą też, ale on przynajmniej stara się zachować pozory. Ty także mógłbyś zacząć zachowywać się jak dorosły.
- Skoro tak bardzo mnie nie lubi to mógł tutaj nie przyjeżdżać.
Oczywiście, z całej mojej wypowiedzi wychwycił tylko to.
- Zachowujesz się jak dzieciak. Wiedziałeś, że będzie tu dzisiaj. Odczep się od niego, bo prawdopodobnie będziesz widywał go częściej.
Choć jego zachowanie naprawdę mnie irytuje, nie jestem na niego jakoś szczególnie zła. Prowokowanie się nawzajem chyba na zawsze pozostanie naszą ulubioną rozrywką.
- Brzmi, jakbyś traktowała go poważnie.
Ton jego głosu się zmienia. Stara się brzmieć nonszalancko, jakby miał to gdzieś, ale znam go na tyle dobrze, że wiem, że naprawdę go to interesuje. Domyślam się, że oglądanie mnie w towarzystwie innego mężczyzny może nie być dla niego komfortowe. Nie wiem, jak sama zareagowałabym, gdybym zobaczyła go z jakąś kobietą. Mogę tylko przypuszczać, że wrócił do starych zwyczajów. Zawsze omija ten temat, ale wydaje mi się, że ponownie spotyka się z Sofią. Kiedyś chyba była u niego w mieszkaniu, gdy rozmawialiśmy przez FaceTime. Co prawda widziałam kobietę tylko przez sekundę, bo Artur zmienił ustawienie kamery, gdy tylko się zorientował, ale jestem niemal pewna, że to była ona.
CZYTASZ
ONI
Romance- A więc to koniec, tak? Znów nie dasz mi szansy? Poddasz się i odejdziesz. Znów zostawisz mnie, bo popełniłem jeden cholerny błąd. - Mylisz się - mówię, ocierając łzy wierzchem dłoni. - Być może nie dałam ci szansy pięć lat temu. Być może pięć lat...