Rozdział dwudziesty czwarty /ON/

28 0 0
                                    


Przez ostatnie kilka dni, odkąd Lena trafiła do szpitala, razem z Bartkiem czuwaliśmy przy niej – czasem razem, czasem na zmianę. Przez pierwsze trzy dni siedzieliśmy w szpitalu w dzień i w nocy, ale potem pielęgniarki zaczęły wyrzucać nas na noc do domu. Bartek w międzyczasie musiał jechać do Warszawy żeby załatwić coś w pracy, ale wrócił jeszcze tego samego dnia. Przyjechała z nim wtedy jego narzeczona, Ania. Uparła się, że musi nam pomóc, bo na pewno nic nie jemy. Gotuje nam obiady i wpada do szpitala raz dziennie. Poza tym pracuje zdalnie, więc zaaranżowałem dla niej pokój na prowizoryczny gabinet. Jestem jej bardzo wdzięczny za wszystko co robi, ale przede wszystkim za to, że jest wyrozumiała dla Bartka. Że rozumie, że musi być teraz z siostrą.

Poza tym jest mi zdecydowanie łatwiej radzić sobie z tym wszystkim, mając ich u swojego boku. Muszę robić dobrą minę do złej gry. Udaję, że wiem, że wszystko będzie dobrze, ale tak naprawdę cały czas martwię się o Lenę. Boję się o to, czy jej stan nagle się nie pogorszy. Czekam na to aż w końcu się obudzi. Wtedy uwierzę, że najgorsze już minęło.

- Cześć – rzucam, wchodząc do domu, nie mając nawet pewności, czy ktoś w nim jest.

- Hej – odkrzykuje Ania z głębi domu. Pewnie pracuje. Jest dopiero dwunasta. Musiałem załatwić kilka spraw na mieście. Wpadłem także do galerii, w której pracuje Lena, bo jej szefowa zadzwoniła do mnie żeby przekazać mi informacje dotyczące ubezpieczenia. Przy okazji zabrałem jej prywatne rzeczy, które tam zostały - torebkę i telefon.

- Bartek pojechał rano do szpitala i jeszcze nie wrócił - mówi Ania, która nagle pojawiła się koło mnie. Nie zauważyłem nawet, kiedy weszła do kuchni.

- Zaraz też tam pojadę. Wpadłem tylko na chwilę. Robię kawę. Masz ochotę?

- Chętnie, poproszę.

Przez chwilę stoimy w milczeniu i patrzymy jak kawa leje się z ekspresu.

- Będę dzisiaj w sklepie. Kupić ci coś? - w końcu odzywa się moja rozmówczyni.

- Nie, dziękuję. Ania, nie musisz robić tego wszystkiego...

- Nie muszę, ale Lena jest ważna dla Bartka, więc dla mnie też... Dlatego w jakiś pokrętny sposób ty także. Uznałam, że muszę o was zadbać. Lena, by tego chciała, wiedząc, że spędzacie przy niej tyle czasu.

- Dziękuję - mówię tylko. Nie mam okazji dodać nic więcej, bo nagle rozbrzmiewa mój telefon.

- To Bartek - wyjaśniam i przyjmuję połączenie.

- Artur, Lena się obudziła – mówi, nawet się nie witając.

- Już jadę – odpowiadam, po czym natychmiast się rozłączam. Po reakcji Ani widzę, że słyszała naszą rozmowę. Sięga po swoją torebkę i idzie w kierunku holu. Nie muszę nawet pytać, czy chce jechać ze mną do szpitala. Pospiesznie wychodzimy z domu i kierujemy się do samochodu. Ogarnia mnie fala ulgi. Wreszcie zobaczę jej oczy i uśmiech. Nie mogę się tego doczekać. Żałuję tylko, że nie było mnie przy niej, gdy się obudziła. Może była przestraszona i nie wiedziała co się dzieje.

- Nie martw się. Na pewno wszystko z nią dobrze - Ania bezskutecznie próbuje mnie uspokoić.

- Aż tak widać? - myślałem, że uda mi się to zamaskować.

- Wiesz przecież, że to dobra wiadomość. Teraz będzie już tylko lepiej.

- Wiem. Myślałem, że gdy się obudzi, przestanę się tak panicznie o nią bać, ale chyba jednak muszę ją najpierw zobaczyć.

- Zobaczysz, niedługo sama powie ci żebyś trochę wyluzował.

Na mojej twarzy pojawia się coś na kształt uśmiechu, bo nie marzę o niczym innym.

ONIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz