Rozdział osiemnasty /ONA/

25 1 0
                                    


Trzy lata wcześniej

Podróż do Mediolanu niesamowicie mi się dłuży. Czuję się nieswojo. Cały czas myślę o Arturze. Ale nie w taki sposób jak można by przypuszczać. Nie chciałabym się z nim spotkać. Nadal mam do niego żal, a jednocześnie wstydzę się, że skończyłam to w taki sposób. Uciekłam, a teraz spędzę weekend w kraju, w którym mieszka. Mam poczucie winy, chociaż jest ono zupełnie bezpodstawne. Po co miałabym mówić mu o tym, że będę we Włoszech? On na pewno też nie miałby ochoty się ze mną spotkać. Jednak nie daje mi spokoju to, że teraz moglibyśmy spotykać się co weekend. Właśnie, słowo klucz – moglibyśmy. Ale nie możemy.

Dużo czasu spędziłam na rozmyślaniu, co bym zrobiła, gdybym kilka miesięcy temu wiedziała, że spędzę pół roku we Francji. Tym razem szybko odganiam te myśli, bo nie ma to już żadnego znaczenia. Kątem oka zauważam, że Marcin przygląda mi się badawczo.

- Czemu tak na mnie patrzysz?

- Od kilkunastu minut jesteś bardzo nieobecna. Nie zwróciłaś nawet uwagi, że coś do ciebie mówiłem.

Mówi to wszystko bez pretensji, raczej z troską. Mimo że jest wykładowcą na moim uniwersytecie, zaprzyjaźniliśmy się. Podczas tego wyjazdu, z dala od uczelni atmosfera jest tak luźna, że zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Obecnie jest chyba jedyną osobą, której mogę zaufać. Zna historię moją i Artura. Spędziliśmy wiele godzin rozmawiając o naszych miłosnych porażkach. Wiem, brzmi żałośnie, ale chyba oboje bardzo tego potrzebowaliśmy.

- Przepraszam – odpowiadam z opóźnieniem. Zamyśliłam się. Słabo dzisiaj spałam. Widzę, że mi nie uwierzył, ale nie drąży.

- Może spróbuj się przespać. Przed nami jeszcze trzy godziny podróży.

Gestem proponuje mi żebym oparła głowę na jego ramieniu. Mam dość gonitwy myśli, więc przyjmuję jego niemą propozycję. Zaskakuje mnie, wyciągając ramię i przyciągając do siebie. Nie protestuję, bo nie ukrywam, że to miłe zasypiać, będąc otoczona jego przyjemnym korzennym zapachem. Udaje mi się odciąć i zasnąć.

Wysiadam z pociągu w dużo lepszym nastroju. Jestem gotowa na zwiedzanie miasta. Chyba najbardziej nie mogę doczekać się zobaczenia Katedry Duomo i Teatro Alla Scala. Ciągle z tyłu głowy mam także myśl, że nie mogę zepsuć Marcinowi tego wyjazdu. W jakiś pokręcony sposób bardzo mi na nim zależy. Może nie do końca tylko jak na przyjacielu. Ilekroć zostajemy sami muszę odganiać od siebie niektóre myśli. Jest przystojny, wykształcony i inteligentny. Sprawia, że czuję się przy nim bezpieczna, choć prawdopodobnie robi to nieświadomie. Wiem, że to nienormalne, więc zazwyczaj nie pozwalam sobie nawet o tym myśleć.

Po zameldowaniu w hotelu idziemy do swoich pokoi żeby się odświeżyć. Umawiamy się za pół godziny. Marcin ma po prostu po mnie przyjść.

Najpierw idziemy coś zjeść. Potem zamierzamy iść na miasto i już dziś zacząć zwiedzać. Okazuje się jednak, że nic nam z tego nie wychodzi, bo bardzo długo siedzimy w restauracji. Pijemy wino i po prostu doskonale się bawimy. Gdy orientujemy się, że jest już po dwudziestej, zdajemy sobie sprawę, że dalsza wycieczka dzisiaj nie ma sensu. Decydujemy się tylko na spacer po okolicy. Dzięki sporej ilości wina, mam dobry humor, ale nie jestem pijana. Po prostu przestałam się wszystkim zamartwiać. Cieszę się chwilą.

Po drodze kupujemy lody. Marcin bezwstydnie wyjada moje – pistacjowe, które okazały się o wiele lepsze od jego czekoladowych.

- Cieszę się, że poprawił ci się humor – mówi, gdy podczas naszej bitwy o lody pistacjowe ze śmiechu brakuje mi tchu. Jego słowa przywołują mnie do porządku, chociaż wiem, że nie taki był jego zamiar.

ONIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz