Dzień 7
Denise— Wydaje mi się, że mówiłam, żebyście na nas zaczekali. — Margo spojrzała na nas z zupełnie obojętnym wyrazem twarzy.
— Poważnie? Ostatnio tyle rzeczy się mówi, że to musiało mi umknąć.
Chciałam subtelnie nastąpić mu na stopę, ale nie zrobiłam tego z dwóch powodów — jednym z nich był fakt, że nastąpienie komuś na stopę nigdy nie było tak subtelne, jakby się tego chciało. Poza tym byłam zbyt skupiona na pilnowaniu samej siebie.
Nie mogłam się roześmiać.
— Co? O czym się mówi? — Marbo zmarszczyła brwi.
Skoro inni nie rozumieli, to ja też nie. Liam gadał od rzeczy.
— Nieważne — rzucił chłopak, a potem poruszył głową, jakby chciał na mnie zerknąć, ale w porę się powstrzymał.
— Długo was nie było — wyjaśniłam, stając przed przyjaciółmi, którzy nie przesunęli się nawet o milimetr odkąd opuściliśmy diabelski młyn. Margo wciąż nie opuściła swojego miejsca na śmietniku. — Nudziło nam się.
— I tyle? — zapytał Cole, a Eaton zerknęła na niego, jakby chciała subtelnie nadepnąć mu na stopę.
— No... A mogło chodzić o coś jeszcze? — spytał Liam.
— Nie... Nie — bąknął Richards. — Gdzie chcecie teraz iść?
Nie zdołałam się powstrzymać i zerknęłam na Ipkissa. Wiedziałam, że przeginaliśmy, ale co mogliśmy zrobić? To było zbyt kuszące.
Ustaliliśmy, zgodnie z zasadą prawdziwych Przyjaciół, że skoro oni wiedzieli, ale nie wiedzieli, że my wiemy, że oni wiedzą, to nie zamierzaliśmy ich uświadamiać. Niestety wiedziałam, że jeśli dalej będziemy zachowywać się tak, jak przez ostatnie dwadzieścia sekund, to prawdopodobnie bardzo szybko dowiedzą się, że my wiemy, że oni wiedzą, ale niekoniecznie my będziemy wiedzieć, że oni wiedzą, że my wiemy. A to byłoby równie problematyczne, jak to zdanie.
— A gdzie jest Simon? — zapytałam. — Nadal w salonie gier?
— Jeśli nikt go nie porwał — odparł Cole.
— Kto chciałby porywać Simona? — Jack zaśmiał się z własnego żartu. Poczułam ukłucie satysfakcji, kiedy nikt inny tego nie zrobił. Odchrząknął. — Chcecie po niego iść?
— Przydałoby się — stwierdził Liam i od razu ruszył w stronę namiotu, w którym stały automaty. Poszłam za nim, uśmiechając się lekko. Miałam wrażenie, że nabrał odrobinę pewności siebie po naszej rozmowie.
Ja zresztą czułam się podobnie.
Powrót do salonu gier zajął nam tylko kilka minut, a odnalezienie Simona wśród automatów i dzieci poniżej piętnastu lat nie było zbyt trudne. Osobiście nie rozumiałam, dlaczego nie było tu zbyt wielu ludzi w naszym wieku, ale potem przypomniałam sobie, co stało się ostatnim razem, kiedy jakichś spotkaliśmy i od razu doszłam do wniosku, że nie ma sensu narzekać.
— Siema, stary. Pora wyjść na słonce. — Liam oparł się o automat, na którym grał Perry. Może liczył na to, że dzięki temu znajdzie się w jego polu widzenia, ale Simon nawet na sekundę nie oderwał wzroku od pikselowych statków kosmicznych.
— Zaraz.
— "Zaraz" znaczy "teraz"? — zapytał Cole. Wyglądał, jakby zamierzał zrobić to samo, co Liam, ale po obejściu automatu odkrył, że musiałby mieć nie więcej niż dziesięć centymetrów szerokości, żeby zmieścić się między stanowiskami, więc po prostu oparł dłoń po drugiej stronie konsoli.
CZYTASZ
How Did We End Up Here? ✔
Teen Fiction"Ludzie mówią, że przyjaciele nie niszczą się nawzajem. Cóż oni wiedzą o przyjaciołach?" ~ Game Shows Touch Our Lives/ The Mountain Goats *** Co mogę powiedzieć o liceum? Sam nie wiem, sporo się działo. Spędziliśmy tu tyle czasu, że to miejsce chyb...