5. Ten Jeden Z Piankami W Ogniu

84 58 20
                                    

Dzień 1
Denise

Nikt jakoś specjalnie nie kłócił się z decyzją Cole'a. Częściowo pewnie dlatego, że poprzednia wersja kolacji rzeczywiście spłonęła. a w kuchni nadal śmierdziało jej smętnymi resztkami. Wyszłam na dwór i razem z pozostałymi ruszyłam w stronę kręgu kamieni, usypanego wokół paleniska, które ostatnio było używane co najmniej kilka lat temu.

— Okej, plan jest taki — odezwał się Richards, zatrzymując się obok jednego z pieńków, które pełniły funkcję stołków. — Wszyscy przedstawiciele płci męskiej idą po drewno. Przedstawicielki płci pięknej gromadzą jedzenie i znajdują ogniskowe widelce, które nie mam pojęcia, gdzie są. Osoby, którym to nie pasuje, mogą pozbierać patyki na rozpałkę. Sprzeciw? Nie widzę.

Z trudem powstrzymałam parsknięcie, kiedy mocno zdezorientowani Liam i Shawn oraz wyraźnie zirytowani Jack i Simon, ruszyli za Cole'em w stronę szopy na drewno — ci ostatni mamrotali coś o odrzuceniu społecznych norm. Odwróciłam się do Margo, która kręciła głową z niedowierzaniem, patrząc za naszymi oddalającymi się przyjaciółmi.

— Zaczyna się nieźle — stwierdziła, przekładając jedzenie z ziemi na pieniek. — Proponuję zacząć obstawiać zakłady.

— Jakie? — spytałam, kiedy ruszyłyśmy w stronę domku. Było jeszcze dosyć wcześnie, ale ja nie mogłam się doczekać, aż zobaczę zachód słońca. Bałam się tylko, że przygotowania do kolacji potrwają jeszcze tydzień i nie zdążymy dotrzeć na plażę. Chociaż za tydzień pewnie też moglibyśmy jakiś obejrzeć.

— Kto pierwszy wróci do domu — odparła, wchodząc do kuchni. W środku już prawie nie śmierdziało, więc uznałam, że lepiej zamknąć okno, zanim do środka zlecą się wszystkie paskudztwa z okolicy. A może gdybym zostawiła je otwarte Jack by skapitulował i nas opuścił? — Szczerze mówiąc stawiam na...

— Liama — wtrąciłam, przekręcając klamkę. — To będzie Liam.

— Chciałam powiedzieć na Shawna, biorąc pod uwagę jego entuzjazm, ale ty możesz postawić na Liama. Dlaczego na niego? — Zmarszczyła brwi, a potem uklęknęła za ladą, żeby przeszukać szafki. Nie widziałam innych miejsc, w których można by ukryć widelce do grilla, więc po prostu usiadłam na stołku barowym i założyłam ręce na blacie, obserwując czubek jej głowy.

— Na urodziny jedzie do Veroniki.

Margo położyła widelce przede mną i wbiła we mnie spojrzenie, z którego nie potrafiłam wyczytać, czy jest bardziej zaskoczona, czy wściekła.

— Powtórz i od razu dorzuć wyjaśnienia — wycedziła. Prawie się roześmiałam. Miałam wrażenie, że Eaton nie znosiła Veroniki jeszcze bardziej niż Cole, chociaż w jego przypadku miałoby to znacznie więcej sensu. Nie lubiły się praktycznie od pierwszego spotkania, a każde kolejne tylko pogarszało sprawę. Nawet kiedy reszta grupy w końcu jakoś do niej przywykła, Margo zawsze miała w pamięci stare, kiepskie czasy.

— Liam... Ipkiss... — zaczęłam bardzo powoli, przeciągając każde słowo. — Jedzie... w sobotę... świętować swoje urodziny... ze swoją... dziewczyną... bo... bo chce i chyba tak wypada — dokończyłam niepewnie.

— Nie, nie, nie. — Eaton podniosła jeden z widelców. Odruchowo zsunęłam się ze stołka i cofnęłam o krok, na wypadek, gdyby postanowiła mnie na niego nadziać. — Wyjaśnij, dlaczego nikt mnie nie poinformował.

Wzruszyłam ramionami.

— Myślałam, że wiesz. Poza tym to nie jest jakieś wielkie halo, nie będzie go jeden dzień, góra dwa, a utknęliśmy tu ze sobą na trzy tygodnie. To on będzie musiał zapłacić za paliwo.

How Did We End Up Here? ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz