27. Ten Jeden Bez Sensu

62 48 30
                                    

Dzień 9
Liam

Uparcie wpatrywałem się w drogę przed sobą i powtarzając sobie, że teraz był czas na postąpienie słusznie. Na podjęcie właściwej decyzji miałem jeszcze chwilę.

Wytrwale ignorowałem telefon spoczywający w schowku. Był wyciszony, ale i tak wiedziałem, że tam jest, bezustannie zasypywany kolejnymi wiadomościami od moich przyjaciół, których porzuciłem nad jeziorem. Wiedziałem, że zdążyli mnie już znienawidzić i że za kilka godzin znajdę kilkanaście smsów od każdebgo z nich i przynajmniej parę nieodebranych połączeń. Postanowiłem sobie jednak, że nie sięgnę po niego, dopóki nie znajdę się blisko Doncaster. Dopiero wtedy zamierzałem zadzwonić do Ronnie i powiedzieć jej, że do niej jadę. Do tamtej pory pozostawało mi mieć nadzieję, że Denise przeczyta moją wiadomość, w której jasno wyjaśniałem, dlaczego wyjechałem i powie wszystkim tyle, ile musieli wiedzieć. Albo tyle, ile uzna za stosowne.

Albo tyle, ile z niej wyciągną.

Włączyłem radio, starając się nie myśleć przez całą drogę o rozmowie z Veronicą i równocześnie nie mogąc myśleć o niczym innym. Żałowałem, że nie zrobiłem tego wcześniej, ale... czy powiedziałbym jej to samo, co zamierzałem jej powiedzieć dzisiaj? I czy na pewno wiedziałem, co powinienem powiedzieć?

Pewnie tyle, ile musiałem. Tyle, ile musiała wiedzieć. I tyle, ile ze mnie wyciągnie.

Byłem kłębkiem nerwów, kiedy zatrzymałem się na stacji benzynowej, kilka kilometrów od miasta. Zatankowałem Różową Kupę, po czym oparłem się o samochód nagrzany od słońca i wybrałem numer swojej dziewczyny, a kiedy odebrała, mój żołądek wywrócił się na lewą stronę.

— Hej?

— Cześć, Ronnie. Jak się masz?

— Nieźle... A ty?

Zmarszczyłem brwi. Może to było moje własne zdenerwowanie, ale miałem wrażenie, że Veronica też nie czuła się najlepiej.

— Dobrze. Słuchaj... Chciałbym się może spotkać?

— Jasne. Kiedy?

— Za godzinę? Mniej więcej?

— Dzisiaj?

— No... tak — odparłem ostrożnie.

— Nie ma mnie w domu. Mogłabym być najszybciej za dwie godziny, może trochę później.

— Okej. To pojadę do siebie i dasz mi znać, jak będziesz mieć czas.

— Tak. Jasne. To do zobaczenia.

I się rozłączyła.

Spojrzałem na ekran telefonu, usiłując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Wydawała się cieszyć, kiedy zaproponowałem jej spotkanie, ale cała ta radość zaraz z niej uleciała. Nie wiedziałem, w jaki sposób miałem to interpretować. O ile w ogóle powinienem.

Westchnąłem ciężko i wsiadłem z powrotem do samochodu. Czyli miałem dwie godziny.

Wróciłem na drogę, nie wiedząc, co teraz ze sobą zrobić. Nie miałem innych planów na dzisiaj niż to spotkanie i teraz czułem tylko, że chcę jak najszybciej zobaczyć się z Veronicą. Nie chciałem jechać do domu, ale nie przychodziło mi do głowy nic innego i ostatecznie uznałem, że to jedyne, co mogę zrobić. Byłem już blisko celu, kiedy coś przykuło moją uwagę. Na chodniku po lewej stronie, osobnik w jaskrawożółtej koszulce przemieszczał się w tym samym kierunku, co ja — co oznaczało, że nie zdawał sobie sprawy z naszego zbliżającego się spotkania, a ja nie miałem dość czasu, by odpowiednio się na to spotkanie przygotować. A nie miałem go, ponieważ bez zastanowienia nacisnąłem na klakson.

How Did We End Up Here? ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz