Rozdział 28

268 18 88
                                    

*POV LEVI*

Od kilkunastu minut borykałem się z ostrą migreną, która rozsadzała mój mózg. Ledwo mogłem otwierać oczy, a cały obraz i tak mi się rozmazywał. Od zawsze miewałem mocne bóle głowy, które odłączały mnie z życia na dobre pół godziny jak nie więcej.

Jednak dzisiejszy migrenowy skurwiel powaliłby samego konia. Prawie wymiotowałem, próbując jakoś przetrzymać to gówno siedząc na krześle i ściskając głowę rękoma. Jeśli nie zemdleje to będzie cud.

-Ja pierdole. - wyjęczałem, gdy z otwartego okna w moim gabinecie wpadły krzyki jakiś zwiadowców. Czułem jak migrena jeszcze mocniej ściska moją czaszkę, miażdżąc przy okazji wszystkie moje nerwy. Nie chciałem wstawać, ani otwierać oczu by zamknąć okiennice. Światło słoneczne zniszczyłoby mnie jeszcze bardziej.

Zacisnąłem z całej siły oczy, jeszcze mocniej obejmując głowę rękoma.

Levi, chodź tu synku.
-Zamknij się. - warknąłem.
Źle się czujesz? Mama za chwilę znajdzie jakieś jedzenie, tylko tu poczekaj.
-Cicho bądź, proszę.

Zatkałem z całej siły uszy. Zawsze przy migrenach wszystko mi szwankuje, a stare traumy lubią wracać w chwilach mojej słabości. 

Siedziałem obok martwej matki. Wychudzoną ręką gładziłem jej czarne włosy, a po moich policzkach ściekały łzy. Umarła, zostałem sam. Dlaczego nie mogła przy mnie zostać? Dlaczego nie wróci?

Chwyciłem się mocno palcami za włosy, by wyrwać się za pomocą krótkiego bólu ze wspomnień. Mam ich już dość. Tak bardzo dość. 

-Czemu jej wtedy nie pomogłeś, szczeniaku? Przez ciebie twoja matka zginęła, jesteś naprawdę beznadziejnym synem. - powiedział zimnym głosem Kenny, ściągając kapelusz i kładąc go na drewnianym stoliku. Zamówił machnięciem ręki whiskey.

Zawiesił się na krześle, wpatrując się we mnie zmęczonymi oczami.

-Ale ja też jej nie pomogłem, taki sam ze mnie skurwiel jak z ciebie. Nie wierzę, że nie żyje. Naprawdę nie wierzę, że odeszła. Zostawiła tylko ciebie, zobacz zresztą jak wyglądasz. Nie dalej tobie do grobu niż jej.

-Mama nie wróci? - spytałem. Kenny się nade mną nachylił.

-Nie. Nikt po ciebie nie wróci. A ona już zwłaszcza. 

Zerwałem się z krzesła, rozsypując przy okazji kartki, które wzbiły się w powietrze by chwilę później opaść na podłogę. Migrena jeszcze pulsowała w mojej głowie, chociaż większość objawów już ustąpiła. Kurwa mać, dlaczego od nowa mi się to wszystko przypomina? Odkąd tylko Nora ponownie pojawiła się w moim życiu nie potrafię się wyzbyć tego strachu, który myślałem, że już odszedł dawno temu. Strach przed stratą, a dokładniej tego nieznośnego bólu po.

Podszedłem do okna i je zamknąłem, przy okazji zaciągając zasłony. W pokoju zapanował półmrok, dzięki czemu mój organizm odetchnął.

Usiadłem na sofie, wpatrując się w nikłe zarysy mebli w pokoju. Spojrzałem na swoje ręce, które pomimo ustępującej migreny nadal się trzęsły. Dlaczego aż tak się boję?

Z drzwi dobiegło spokojne pukanie. Po chwili się uchyliły, pokazując twarz Nory. Weszła do gabinetu i zmarszczyła brwi, otaksowując mnie uważnym spojrzeniem.

-Migrena? - spytała cicho, na co kiwnąłem głową na potwierdzenie. Wiedziała o moich bólach głowy jeszcze pięć lat temu i zdawała sobie sprawę jak bardzo mocne potrafią być.

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz