Ciężki oddech wydobywał się z trudem z piersi Cassie, gdy siedziała sztywno w fotelu pasażera. Kręciła palcami pierścionek z agatem szarym na serdecznym palcu lewej dłoni, który dostała na ostatnie urodziny, w których mogła jeszcze cieszyć się obecnością mamy.Jak przez mgłę pamiętała, że powiedziała o tym Zaynowi. Zirytowała się, że po raz kolejny zdradziła mu tak osobistą rzecz, kiedy on wciąż stanowił dla niej zagadkę.
Spojrzała na deskę rozdzielczą. Do wskazanej przez Malika godziny brakowało tylko kilka minut. Serce drżało niespokojnie w jej piersi, pragnąc poskromić ciekawość, chciała ruszyć pod wskazane miejsce, ale z drugiej strony...
Zawiodła się po raz kolejny.
Zniknął bez słowa, bez krzty wyjaśnienia. W momencie kiedy znaleziono Candice, Cassie była jedyną, która miała świadomość jak niebezpieczny może być.
Że może cały czas tkwi w największym zagrożeniu, największym bagnie jakie mogło ją spotkać.
Że to całe kłamstwo, wplecenie go do dochodzenia, mogło mieć jeszcze głębsze dno- przecież on mógł ją najzwyczajniej oszukać.
Masz demona, mała kobieto. W sobie albo obok. On nie odstępuje cię na krok.
-Kim on jest?
-Bardzo, bardzo skrzywdzonym chłopcem w ciele bardzo, bardzo groźnej bestii.
-Jak się czujesz?- zapytał ostrożnie Wren, gdy na horyzoncie zaczynały majaczyć światła miasta.
Westchnęła cicho i przetarła palcami oczy. Wahała się przez chwilę z odpowiedzią kierując swoje spojrzenie na przystojny profil partnera, nie wiedząc czy po tylu latach rozłąki nadal może być wobec niego całkowicie szczera.
-Pusta- odparła zduszonym głosem.- Jakby to wszystko było tylko iluzją. Wiecznym, pieprzonym biegiem w nieznane. I mam tego dość- pokręciła głową ponownie zerkając na zegar, który waśnie wskazywał wskazaną przez Zayna godzinę.
Zaschło jej w gardle, po plecach przebiegł dreszcz. Nagle wydało jej się, że spomiędzy mijanej ciemności drzew łypią na nią jego duże, złote, wilcze oczy.
-Przykro mi, że nie mogę tego od ciebie zabrać- odpowiedział niezwykle szczerym i poważnym głosem, zupełnie innym od ciągłego flirciarskiego tonu, którego wobec niej używał.- A wierz mi, że chciałbym. Do tej pory nie miałem styczności ze sprawą takiego kalibru. Może dlatego nie jestem tak...- rzucił okiem w jej kierunku.- Wyczerpany.
Na ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały, z trudem hamowała obecność znajomego napięcia, które odczuwała całym ciałem w jego obecności.
Nie rób tego, Cassie.
-Może chociaż wieczorna kolacja w pewnym stopniu przywróci ci spokój? Nie zauważyłem, żebyś cokolwiek jadła... Chyba, że na kogoś czekasz. Cały czas gapisz się na zegar.
Szybko uciekła wzrokiem przed siebie. Zauważył.
Serce zabiło szybciej jak spłoszonemu zwierzęciu, któremu ledwie udało się uciec przed łowcą.
-Nie- powiedziała słabo, po czym dodała pewniej.- Z chęcią się z tobą wybiorę nawet na drinka. W końcu obiecałam... A ja dotrzymuję obietnic
Zawiesiła na nim znaczące spojrzenie, którego ostentacyjnie unikał, zaciskając dłonie na kierownicy.
-Dobrze... więc postanowione.
Mijali pierwsze budynki otoczone dużymi ogrodami, poszczególne leśne zagajniki i oznaczone szlaki turystyczne wjeżdżając w granice Oaklake. W oddali zobaczyła na jednym z wznoszących się w oddali wzgórz ostro zakończoną kaplicę i mnóstwo drobnych ułożonych płyt.
CZYTASZ
Let me
FanfictionWystarczyło jedno spojrzenie. Jeden dotyk. Zaczął wariować. Stała się jego obsesją. Kolejną...